W niedawnym artykule znana indyjska dziennikarka Barkha Dutt skrytykowała Zachód, a szczególnie USA i Wielką Brytanię, za utratę moralnego imperatywu, który doprowadził do obalenia talibów w Afganistanie. Jej artykuł ukazał się na tle brytyjskich i amerykańskich propozycji pojednania z talibami, co prowadziłoby do objęcia władzy w Kabulu przez talibów przy wsparciu pakistańskiej armii.

W artykule zatytułowanym “Talibowie – znowu dobrzy?” Dutt, która jest redaktorem działu indyjskiej niezależnej sieci telewizyjnej New Delhi Television (NDTV) nakłania rząd Indii do wznowienia wsparcia dla grup zwalczających talibów w tym regionie.

Poniżej podajemy fragmenty jej artykułu: [1]

„Wtedy liberalizm zachodniego stylu argumentował, że kulturowa ortodoksja talibów jest w równej mierze moralnym imperatywem obalenia reżimu [talibów] w Afganistanie, jak potrzeba złapania globalnych terrorystów”

Niewidzialna kobieta, zawinięta w przytłaczające i niekończące się zwoje niebieskiego materiału; tulący kałasznikowa mężczyzna z brodą po kolana; publiczne egzekucje nakazane w gladiatorskim napadzie nadgorliwej moralności; i, oczywiście, jaskinie Tora Bora, gdzie Osama bin Laden zbudował labirynt, w którym gubili się zdezorientowani żołnierze – to były obrazy, które określiły i zdefiniowały pierwotną wojnę z terrorem i stały się synonimami talibów.

Wtedy liberalizm zachodniego stylu argumentował, że kulturowa ortodoksja talibów jest w równej mierze moralnym imperatywem obalenia reżimu [talibów] w Afganistanie, jak potrzeba złapania globalnych terrorystów.

„Najpierw Zachód idealizował talibów…”

Dzisiaj jednak, kiedy Ameryka przygotowuje świat na paradoksalną strategię “przypływu i wycofania” swoich wojsk, historia, jak się wydaje, zatoczyła pełne koło. Najpierw Zachód idealizował talibów, żeby stworzyć przeciwwagę dla Rosjan; potem zostali ogłoszeni wrogiem nr 1 w walce przeciwko terroryzmowi – a teraz, po cichu ale konsekwentnie, przygotowuje się grunt do przywrócenia ich politycznej legalności. A Indie, które przez lata odrzucały rozróżnienie [armii pakistańskiej] między „dobrymi talibami i złymi talibami” – mogą nie mieć żadnej opcji poza cofnięciem się i obserwowaniem tego złowieszczego odwrócenia ideologii.

Pamiętajmy, to były prezydent generał [Pervez] Muszarraf, pierwszy mówił o “umiarkowanych” wśród talibów. Często twierdził, że takie elementy powinny być pchnięte do głównego nurtu i wciągnięte do każdego nowego rządu afgańskiego. Ówczesny [indyjski] minister spraw zagranicznych Jaswant Singh odrzucił sugestię o umiarkowanych talibach jako „oksymoron”.

Ale ten właśnie oksymoron stał się w tym sezonie zmiany ulubionym słowem zachodnich dyplomatów. Stratedzy twierdzą teraz, że musimy nauczyć się rozróżniać między ultra-konserwatywnymi talibami, którzy narzucają brutalną ortodoksję społeczną na obszarach pod ich kontrolą, i globalnymi terrorystami, których program jest zaślepiony nienawiścią. Jak twierdzi się coraz częściej, ci pierwsi nie są zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa, niezależnie od tego jak nieprzyjazne współczesnemu światu mogą się wydawać ich wartości.

Poglądem Indii jest, że “chociaż sprzeciwiamy się propozycji traktowania talibów jak równych przy stole negocjacyjnym, niekoniecznie opieramy się ich ‘reintegracji’”

Podczas gdy „pojednanie” z talibami staje się nowym modnym powiedzonkiem w międzynarodowej dyplomacji, Indie zajęły zniuansowane stanowisko, że chociaż sprzeciwiamy się propozycji traktowania talibów jak równych przy stole negocjacyjnym, niekoniecznie opieramy się ich „reintegracji”, ale tylko, jeśli talibowie są skłonni zaakceptować pewne podstawowe, minimalne warunki. Nadal wierzymy, że zaloty wobec talibów są brytyjską mapą na przyszłość i to taką, której Amerykanie nie użyją, by znaleźć drogę z Afganistanu.

Być może jednak jesteśmy w stanie zaprzeczenia nieuchronności tego, dokąd sprawy zmierzają. Londyński szczyt w sprawie Afganistanu, który odbył się kilka miesięcy temu, zaakceptował fundusz pojednania, żeby zwabić bojowników talibów. Coraz większa część świata wydaje się gotowa wysłuchać pakistańskiego planu wypracowania umowy o podziale władzy z niektórymi przywódcami talibów, jeśli oderwą się od Al-Kaidy – a jest to układ, w którym Islamabad z przyjemnością będzie pośredniczył.

I być może to właśnie jest prawdziwą troską Indii – wzrost wpływów zdobyty przez Pakistan – jeśli świat na nowo podejmie robienie interesów z talibami, lub choćby z ich częścią. Innym zmartwieniem dla Indii są sformułowania sugerujące, że grupy terrorystyczne rezydują w schludnych, niepowiązanych ze sobą bunkrach. W splątanej sieci globalnego dżihadu w rzeczywistości można połączyć wszystkie punkty między talibami, Al-Kaidą i Laszkar-e-Taiba.

„Jeśli nie zasilimy na nowo cichego poparcia dla Sojuszu Północnego [anty-talibskie partie rządzące] ani nie rozszerzymy strategicznego partnerstwa z Rosją i Iranem… jakie opcje mają Indie?”

Niemniej, jeśli nie nasilimy na nowo cichego poparcia dla Sojuszu Północnego [anty-talibskie partie rządzące] ani nie rozszerzymy strategicznego partnerstwa z Rosją i Iranem – a żadne nie wydaje się realne w obecnej sytuacji – jakie opcje mają Indie? Jeśli wzmocnimy naszą strategiczną obecność w Afganistanie, powinniśmy być przygotowani na wzrastające naciski międzynarodowe, byśmy przyjęli bardziej realistyczną postawę.

Co ciekawe – na niedawnej konferencji o tym regionie zorganizowanej przez Ditchley Foundation w Oksfordzie – tematem dyskusji było, czy Indie są gotowe do statusu supermocarstwa. Uderzyło mnie jednak, że przeważającą troską dyplomatów amerykańskich i brytyjskich było raczej to, jak Indie ułożą stosunki z Pakistanem i Afganistanem.

Niepokojące było to, że pytano nas wielokrotnie, dlaczego Indie uważają, że mają jakiekolwiek żywotne interesy w Afganistanie, inne niż powstrzymanie Pakistanu. Kilku delegatów uparcie powtarzało argument, że w Afganistanie nie ma żadnego możliwego rozwiązania bez uczynienia talibów jego częścią. Obecni tam Amerykanie – zarówno Republikanie, jak Demokraci – wydawali się wierzyć, że amerykańskie wycofanie sie z Afganistanu jest kwestią ‘kiedy’, nie zaś ‘czy’, i że Indie nie mogą opierać swojej strategii na założeniu, że wojska amerykańskie będą tam „wiecznie”.

Na koniec trzech inspirujących dni, przekraczając granice argumentów, raport konferencji podał wnioski: „Jeśli talibowie lub niektórzy z nich dostaną propozycję udziału w negocjacjach, trzeba będzie włączyć Pakistan w tę działalność, ponieważ trzeba będzie przekonać Pakistan, że takie podejście w pełni zabezpiecza jego interesy. Ważne jest zrozumienie, że Afganistan, który będzie stabilny i przyjazny wobec Pakistanu, niekoniecznie musi być przeciwko interesom Indii… Delhi będzie z pewnością trudno dojść do takiego wniosku, kiedy stosunki Indii z Pakistanem są tak skomplikowane pod innymi względami”.

„Deklaracja [USA], że walka Pakistanu jest także walką Waszyngtonu, jest świadectwem wzajemnej, choć dysfunkcjonalnej, zależności”

A są to stosunki, które wydają się komplikować na nowe i trudniejsze do rozwiązania sposoby. Dwustronny dialog między Islamabadem a New Delhi już jest sparaliżowany. Amerykańska deklaracja, że walka Pakistanu jest także walką Waszyngtonu, jest świadectwem wzajemnej, choć dysfunkcjonalnej zależności w tym równaniu.

Teraz zaś, kiedy świat cofa się w czasie i wyciąga ostrożnie gałązkę pokoju do talibów, Afganistan ustawia się do wybuchu jako nowa strefa walki między tymi dwoma krajami. Już jest to największe wyzwanie dla Administracji Obamy. Może również być naszym [wyzwaniem].

Przypis:

[1] “Hindustan Times”, Indie, 2 kwietnia 2010. Tekst artykułu został nieznacznie zredagowany dla większej jasności.