Wojna rozpoczęta przez Hamas 7 października 2023 r. nie tylko zaskoczyła Izrael, ale także zaskoczyła Amerykanów. Od tego czasu Amerykanie próbowali balansować różnymi priorytetami, wspierając Izrael przeciwko Hamasowi, zapobiegając szerszej wojnie na Bliskim Wschodzie, broniąc jego obecności wojskowej w regionie, a ostatnio zabezpieczając ważne międzynarodowe drogi wodne.
Obecnie, już w czwartym miesiącu, wojna tylko się skomplikowała (mniejsza wojna w 2006 r. pomiędzy Hezbollahem a Izraelem trwała tylko 32 dni), w miarę jak Iran aktywował swoją szeroką sieć pełnomocników z „Osi oporu”, aby spełniali różne zadania. Zarówno Hezbollah, jak i Huti w Jemenie strzelają rakietami w kierunku Izraela, podczas gdy wspierane przez Iran bojówki obrały za cel amerykańskie bazy w Syrii i Iraku. Izrael odpowiada tym samym, uderzając w ważne cele w Libanie i Syrii, a nawet w Jemenie. Niezaspokojony działaniem za pośrednictwem swoich pełnomocników Iran użył niedawno rakiet balistycznych wystrzelonych z bunkrów na swoim terytorium przeciwko celom w Syrii, Iraku i Pakistanie, podczas gdy dron szturmowy z Iranu uderzył w chemikaliowiec na Oceanie Indyjskim, zaledwie 200 mil od wybrzeży Indii.
Podczas gdy Stany Zjednoczone powoli zwiększały presję na Hutich w Jemenie i ostatecznie odpowiedziały na prowokacje w Iraku i Syrii, nadciągająca amerykańska konfrontacja polityczna nie toczy się z wieloma przeciwnikami, ale głównie z rządem Izraela. Stosunki między Bidenem a Netanjahu były już kiepskie i uległy pogorszeniu, a Amerykanie są coraz bardziej sfrustrowani faktem, że Izrael pod koniec stycznia może nie przejść do wojny w Gazie o mniejszej intensywności. I cokolwiek wydarzy się w Gazie w ciągu najbliższych kilku tygodni, możliwość wojny z Hezbollahem w Libanie jawi się jako wyraźna możliwość. Biden i spółka wiedzą również, że zakończenie wojny może oznaczać upadek rządu Netanjahu, czego Waszyngton naprawdę pragnie. Wydaje się, że im dłużej trwa wojna, rozbieżność pomiędzy intencjami Waszyngtonu i Jerozolimy staje się coraz większa.
Kto pierwszy mrugnie w tej politycznej konfrontacji sub-rosa między Ameryką a Izraelem w sprawie Gazy? Administracja Bidena zapewniła Izraelowi zarówno broń, jak i międzynarodową osłonę polityczną, dwa bardzo cenne towary, ale żaden z nich nie jest absolutnie niezbędny na krótką metę, ponieważ zdecydowana większość społeczeństwa w Izraelu uważa to za egzystencjalną walkę o własne przetrwanie. Nie jest tak zaskakujące, że próba zlikwidowania trwającego 15 lat głęboko zakorzenionego kompleksu wojskowo-przemysłowego terroru Hamasu w Gazie, przy jednoczesnej próbie zminimalizowania zarówno strat własnych, jak i cywilnych, musi zająć znacznie więcej niż trzy lub cztery miesiące. 18 stycznia Netanjahu zapowiedział „wiele kolejnych miesięcy” do zwycięstwa, ale cierpliwość zespołu Bidena wyczerpuje się.
W mało prawdopodobnej sytuacji, że wojna w Gazie zasadniczo zakończy się w ciągu najbliższych kilku tygodni (i nie będzie wojny w Libanie), będzie to można postrzegać jedynie jako strategiczną porażkę Izraela. Tak, IDF na polu bitwy prawdopodobnie „wygrała” Izraelowi kilka lat cennego wytchnienia przed zagrożeniami terrorystycznymi w Gazie i to jest coś namacalnego. Jednak dotkliwe ciosy militarne, jakie odniósł Hamas, kontrastują z sukcesem politycznym, jaki zapewnił sobie zarówno w regionie, jak i w rywalizacji z rywalami z OWP na Zachodnim Brzegu.
Co gorsze od politycznego sukcesu Hamasu jest to, że dwaj główni patroni jego wojny, Katar i Iran, mogą wyjść z konfliktu zupełnie nietknięci, a nawet ośmieleni. Od samego początku administracja Bidena podjęła świadomą decyzję unikania presji na Katar i prowokowania Iranu. Kolejnym negatywnym wydarzeniem będzie pojawienie się jemeńskich Hutich jako nowego gracza strategicznego, dodatkowej i wzmocnionej broni w irańskim arsenale regionalnym. Wszystko to stanowi zarzewie następnej wojny.
Jeśli Izrael stoi przed nowymi, przytłaczającymi równaniami strategicznymi, administracja Bidena również stoi przed własnymi wyzwaniami politycznymi, zarówno krajowymi, jak i międzynarodowymi. Z wewnętrznych powodów politycznych, administracja Bidena potrzebuje zakończenia wojny na Bliskim Wschodzie i kontynuowania jej na Ukrainie. Konflikt w Gazie rozdziera tkankę Partii Demokratycznej (siedziby zarówno większości lewicowców krzyczących o „wolnej Palestynie”, jak i amerykańskich Żydów), w związku z czym prędzej czy później konflikt ten powinien zniknąć z pierwszych stron gazet. Z drugiej strony Ukraina stała się popisowym konfliktem Bidena, symbolizującym szeroko komentowaną walkę z „autorytaryzmem” zarówno w kraju, jak i za granicą. Jeśli Ukraina nie może pokonać Rosji, musi przynajmniej wyglądać, jakby była niezachwiana i nadal dzielnie walczyła aż do dnia wyborów w 2024 r.
Na arenie międzynarodowej administracja Bidena potrzebuje zakończenia wojny w Gazie, ponieważ jest to o jeden konflikt za dużo, aby rozważać go w czasie, gdy Waszyngton będzie sobie radził z obecną konfrontacją z Rosją i nadchodzącą konfrontacją z Chinami. Pogłębia to i tak już poważne wyzwanie dla łańcucha dostaw. Izrael dostał broń i amunicję przeznaczoną dla Ukrainy, podczas gdy Ukraina przyjęła broń i amunicję przeznaczoną dla Tajwanu. Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych użyła dotychczas 94 rakiet manewrujących Tomahawk do ataku lądowego (kosztujących ponad milion dolarów za sztukę) przeciwko Hutim. Jest to równowartość zakupów Tomahawków od firmy Raytheon dla Marynarki Wojennej na dwa do trzech lat.
Być może jednak prawie równie niebezpieczne jak podaż i gotowość jest międzynarodowe postrzeganie amerykańskiej siły. Chaos i zamieszanie w regionie sprawiają, że Stany Zjednoczone wyglądają na przytłoczone i zdezorientowane, onieśmielone przez swoich sojuszników i wyśmiewane przez swoich przeciwników. Przeprowadzenie operacji „Prosperity Guardian” przeciwko Jemenowi było katastrofą dyplomatyczną. Według doniesień Republika Południowej Afryki rozważa pociągnięcie Stanów Zjednoczonych przed Międzynarodowy Trybunał po tym, jak uczyniła to samo z Izraelem. Państwa arabskie, takie jak Arabia Saudyjska, już przed wojną patrzyły na tę administrację z podejrzliwością i pogardą. I choć Stany Zjednoczone zdecydowanie pozostają najsilniejszym pojedynczym graczem na boisku, to, jak są postrzegane, ma znaczenie, nawet jeśli obraz jest błędny.
Poglądy wynikające z oglądania klęski w Afganistanie niemal na pewno wpłynęły na kształtowanie polityki w Moskwie w latach 2021–2022. Postrzeganie ostatnich trzech lat administracji Bidena wpływa na decyzje polityczne podejmowane obecnie w Teheranie, Pekinie i Pjongjangu. Wszystkie cztery stolice nie tylko rozważają amerykańską politykę i motywy, ale także bez wątpienia wyciągają cenne wnioski z obserwacji amerykańskiej i izraelskiej broni – a także taktyk zastosowanych przeciwko nim – na potrzeby następnej wojny, która zagraża Bliskiemu Wschodowi i innym miejscom na świecie.