Drugi numer “Inspire”, angielskojęzycznego pisma Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP), który został opublikowany 11 października 2010 r., zawiera wywiad z jednym z dowódców tej organizacji Uthmanem Al-Ghamidim, byłym marynarzem marynarki saudyjskiej, który opuścił Arabię Saudyjską, żeby prowadzić dżihad w Afganistanie.

Opowiadając szczegółowo swoją historię i doświadczenia bojownika dżihadu Al-Ghamidi mówi, jak zdobył fałszywy paszport i podróżował do Pakistanu, a stamtąd do Afganistanu, gdzie dołączył do talibów. Podczas szkolenia w obozie Al-Farouq spotkał Osamę bin Ladena, który odwiedził rekrutów i który powiedział im, że wkrótce zostanie przeprowadzona w USA operacja na dużą skalę. Al-Ghamidi opowiada, jak zadowoleni byli mudżahedini, kiedy jego obietnica została spełniona i nastąpił atak 11 września.

Po zakończeniu szkolenia Al-Ghamidi został wysłany do Tora Bora, gdzie walczył obok bin Ladena i Al-Zawahiriego podczas bombardowań USA. Kiedy bombardowania amerykańskie stały się zbyt poważne, otrzymali rozkaz wycofania się do Pakistanu, gdzie schronienie zaoferowali im pakistańscy członkowie lokalnego plemienia. Jednak zdradzili ich i przekazali władzom pakistańskim, a Al-Ghamini został zatrzymany i zamknięty w bazie USA w Kandaharze, skąd przewieziono go do Guantanamo.

Opisując swój czas w Guantanamo Al-Ghamidi twierdzi, że on i jego współwięźniowie byli brutalnie torturowani: Amerykanie narażali ich na intensywny żar i zimno w specjalnie zaprojektowanych pokojach, eksperymentowali na nich z rozmaitymi substancjami i umyślnie obrażali ich wiarę. Jednak, jak powiada, nie załamał się i pięć lat później został zwolniony z Guantanamo, mimo że nie ukrywał swojego zamiaru powrotu do dżihadu. Przeniesiono go do więzienia w Arabii Saudyjskiej, gdzie władze umieściły go w programie rehabilitacyjnym i bezskutecznie próbowały namówić go, by porzucił swoje przekonania. Z czasem został zwolniony z więzienia, chociaż Saudyjczycy nadal go inwigilowali. Udało mu się jednak umknąć personelowi bezpieczeństwa i przedostać do Jemenu, gdzie dołączył do mudżahedinów, Poniżej podajemy ten wywiad, tak jak pojawił się on w „Inspire”.

„BYŁEM JAK KAŻDY INNY MŁODY człowiek, starający się zarobić na życie w tanim świecie. Skończyłem szkołę i zaciągnąłem się do marynarki. Byłem w marynarce przez dwa lata, obojętny wobec tego, co działo się z moim islamskim narodem i nie dbający o nic poza związaniem końca z końcem. Ale nie byłem szczęśliwy. Nie czułem się zadowolony i wewnątrz mnie narastał konflikt.

Tak było do dnia, kiedy Allah poprowadził mnie na prawdziwą drogę. Zostawiłem pracę i spędzałem czas w masjid [meczecie]. Zacząłem szukać okazji czynienia dobra, żeby zrekompensować moje niedociągnięcia wobec muzułmańskiej ummah przez te wszystkie lata. Ale nie stwierdziłem, by to, co robię, wystarczało. Muzułmańska ummah potrzebowała więcej niż tylko pomocy społecznej i sponsorowanie sierot i wdów. Potrzebowała uratowania od wrogów, którzy ją otaczali. Potrzebowała tych, którzy mogli zaleczyć jej głębokie rany i wiedziałem, że nie można tego osiągnąć inaczej jak przez dżihad i przygotowania do niego.

To wtedy postanowiłem pojechać do Islamskiego Emiratu Afganistanu, kraju mudżahedinów pod wodzą talibów. Tam mogłem otrzymać szkolenie, którego potrzebowałem. Ale nie mogłem podróżować, ponieważ rząd saudyjski nie pozwala swojemu personelowi wojskowemu na podróże poza kraj bez otrzymania specjalnego pozwolenia, [wydawanego] po długiej i skomplikowanej procedurze. Próbowałem więc uzyskać zwolnienie od obowiązku militarnego, ale były tam jakieś wymogi finansowe, które w tym przeszkadzały. Dlatego postanowiłem znaleźć inny sposób na wydostanie się z kraju. Próbowałem znaleźć pomoc w uzyskaniu fałszywego paszportu, ale bezskutecznie. Modliłem się do Allaha, żeby ułatwił mi sprawy.

Wtedy znalazłem brata, który nie tylko zorganizował dla mnie fałszywy paszport, ale także dostarczył mi pieniądze potrzebne na podróż. Nadchodziła godzina wyruszenia i pożegnałem się z rodziną, nie mówiąc im o celu mojej podróży. Podróżowałem przez kilka lokalnych lotnisk zanim rozpocząłem podróż do Karaczi w Pakistanie po przejściu przez Bahrajn i Doha. Z pomocą Allaha mudżahedini są w stanie przejść najtrudniejsze przeszkody. Powinniśmy ufać Allahowi.

Po przybyciu na lotnisko w Karaczi wziąłem taksówkę do pobliskiego hotelu, gdzie spędziłem noc. Następnego dnia zadzwoniłem do koordynatora, żeby poinformować go o moim przybyciu. Wkrótce potem recepcja w hotelu poinformowała mnie, że ktoś chce się ze mną zobaczyć. Wziąłem mój bagaż i poszedłem na spotkanie brata, który przyjechał po mnie taksówką. Brat był Arabem i po wymianie uzgodnionych, zakodowanych haseł pojechałem z nim. Imponowała mi organizacja braci, ich transport, sieć komunikacyjna, koordynacja i nawet dostarczyli nam nowych paszportów. Byli jak państwo w państwie. Najbardziej imponujące było ich oddanie pracy, mimo że byli woluntariuszami i nie otrzymywali płacy.

Podczas jazdy do pensjonatu brat korzystał z każdej okazji, żeby mi pokazać jak jestem witany. W pensjonacie zobaczyłem mężczyzn różnej narodowości i wszyscy witali mnie z uśmiechem na twarzy. Wszyscy ci bracia zebrali się razem dla jednego celu: służenia islamowi i każdy z nich miał własny program i cel podróży. Zostawiłem moje torby w jednym z pokoi i spotkałem Amira z pensjonatu, który zaproponował mi, bym zadzwonił do rodziny i dał im znać, że dojechałem bezpiecznie.

Spędziłem noc w tym pensjonacie i następnego dnia zorganizowano moją podróż do Afganistanu, wsiadłem więc do samolotu na lotnisku w Karaczi [i poleciałem] na lotnisko w Quetta, na granicy z Afganistanem. Stamtąd wzięliśmy taksówkę w kierunku stolicy Islamskiego Emiratu Afganistanu, Kandaharu. Kiedy minęliśmy granicę pakistańską, padliśmy na twarz przed Allahem, żeby mu podziękować za pozwolenie dotarcia do Afganistanu. Kiedy przybyliśmy do Kandaharu, przywitali nas bracia talibowie, którzy powtarzali: „Jesteście Arabami i kochamy was w imię Allaha”. Następnie zabrano nas do pensjonatu dla nowoprzybyłych. Przybyliśmy tam o zachodzie słońca i spędziłem noc z najlepszymi z ludzi.

Następnego dnia obudziło nas przybycie kilku pojazdów wiozących uzbrojonych ludzi z furgonetką pośrodku. Kiedy pojazdy zatrzymały się, wszyscy uzbrojeni mężczyźni wysiedli i zebrali się wokół furgonetki i otworzyli jej drzwi. Ku naszemu zdziwieniu szejk Osama przyjechał do nas z wizytą i sam nas powitał. Pozdrawiał każdego z nas po kolei i pytał o wiadomości. Szczególnie gorliwie wypytywał o wiadomości z Półwyspu Arabskiego. Szejk odjechał po poinstruowaniu nas, byśmy udali się do obozu Faruq. Przygotowaliśmy nasz bagaż i następnego dnia zabrano nas do fabryki, w której formuje się prawdziwych mężczyzn: do obozu al-Faruq.

Dotarcie do obozu zabrało nam kilka godzin i kiedy przybyliśmy, instruktorzy przywitali nas uśmiechami na twarzach. Kiedy zobaczyłem, jak jesteśmy witani w tym obozie, porównałem to z tym, jak przyjęto nas w marynarce. Przyjęto nas szyderstwami i przekleństwami i pamiętam jednego z oficerów, który powiedział: ‘zostawcie wasze dobre maniery, honor i męstwo za bramą, a kiedy wyjdziecie, możecie je brać z powrotem, jeśli zechcecie, ale tutaj nie wolno wam ich mieć. W tym miejscu oczekujemy ślepego posłuszeństwa’. Po przywitaniu nas instruktorzy odeszli poza jednym, który przedstawił się i powiedział, że będzie naszym instruktorem. Przeczytał nam kilka instrukcji i oprowadził nas po obozie, i dał krótki wstęp do kursów szkoleniowych, jakie oferowano. Zostawił nas, żebyśmy przygotowali się do szkolenia rozpoczynającego się następnego dnia.

Rozpoczęło się nasze szkolenie i godziny i dnie mijały na połączeniu szkolenia militarnego i religijnego. Od czasu do czasu szejk Osama odwiedzał nas, żeby podnieść naszego ducha i zachęcić nas. Opowiadał nam także, że niektórzy z naszych braci mają właśnie uderzyć w Amerykę na jej ziemi i prosił nas, byśmy się za nich modlili.

Po około miesiącu szejk poinstruował nas, byśmy podzielili się na grupy. Zostałem wybrany razem z grupą 50 braci, by towarzyszyć Szejkowi. Wyjechaliśmy z obozu autobusem i spędziliśmy noc w pensjonacie. Potem zabrano nas do Kabulu. Po kilku dniach otrzymaliśmy wiadomość o zabiciu Ahmada Szaha Masuda i byliśmy bardzo zadowoleni, słysząc to. Potem pojechaliśmy do Torgar, niedaleko Jalalabadu we wschodnim Afganistanie. To jest to samo miejsce, w którym szejk Osama złożył słynną przysięgę: ‘Ameryka nie będzie żyć w pokoju i bezpieczeństwie, dopóki my nie będziemy tak żyć w Palestynie’.

W dzień naszego przybycia uważnie słuchaliśmy wiadomości, ponieważ Szejk powiedział nam, że operacja odbędzie się wkrótce ‘więc trzymajcie uszy blisko radia’. Kilka godzin później w świat uderzyła wiadomość o 11 września. Początkowo nie mogliśmy w to uwierzyć. Upokorzyliśmy Amerykę i uderzyliśmy ją na jej ziemi, używając jej samolotów jako broni. Uszkodziliśmy jej gospodarkę i osłabiliśmy jej siłę, i kazaliśmy im pić z tego samego kubka, z którego przez lata kazali pić naszej ummah. Teraz byliśmy równi, wysyłając wyraźne przesłanie: zabijamy was tak, jak wy zabijacie nas i tak jak wy uderzacie w nas terrorem, my uderzamy terrorem w was. To był specjalny dzień…

7 października 2001 r. Amerykanie zaczęli kampanię bombardowań. Zaczęli od Kandaharu, a potem Jabulu, Jalalabadu i Tora Bory. Bombardowanie było potworne, ale otaczała nas łaska Allaha i zapadliśmy w głęboki sen. Następnego dnia zapytałem kilku braci, których spotkałem, i oni opisali takie samo doświadczenie.

Bombardowanie Tora Bora nasilało się. Było nieustępliwe. To z powodu pogłosek, że szejk Osama i dr Ajman byli tam obecni. Byli z nami i przeżywali to, co my przeżywaliśmy.

Odmówili pozostawienia nas aż do ostatniego dnia przed naszym wycofaniem się i tylko po naszym naleganiu, że muszą ewakuować się z tego miejsca. Bomby padały jak deszcz. Ale łaska Allaha także padała na nas jak deszcz, który był cięższy i potężniejszy niż wszystkie rakiety i bomby, jakie mogli wysłać Amerykanie. Nie było walk na ziemi poza tymi z afgańskimi hipokrytami podczas końcowych dwunastu dni.

Otrzymaliśmy rozkazy, żeby wycofać się do Pakistanu. Zostawiliśmy Tora Bora i zostawiliśmy za sobą pamięć tych pełnych wydarzeń dni. Zostawiliśmy także 50 męczenników z piżmem wydobywającym się z ich ciał.

Po trzydniowym marszu, podczas którego piliśmy i jedliśmy śnieg i spaliśmy na śniegu; gdzie wspinaliśmy się na górę tylko po to, by wspiąć się [potem] na następną, dotarliśmy do plemienia na granicy pakistańskiej. Plemię powitało nas i ugościło w swoich domach, ale nie wiedzieliśmy, że byliśmy w niewłaściwym miejscu. Ufaliśmy im i daliśmy im naszą broń, żeby ułatwić nasze poruszanie się w Pakistanie. Po jednym dniu zebrali nas w masjid, gdzie znaleźliśmy trzy autobusy zaparkowane na zewnątrz i całą okolicę otoczona przez pakistańską policję i armię. Zrozumieliśmy, że plemię złapało nas w pułapkę i że zostaliśmy sprzedani pakistańskiemu rządowi. Było nas około stu braci. Niektórzy próbowali uciec z masjid. Byłem jednym z nich. Był ze mną drugi brat, a po krótkiej chwili dołączył trzeci. Poprosiliśmy członka plemienia, żeby pomógł przeszmuglować nas do Zatoki i on się zgodził to zrobić i wziął nas do swojego domu. Dołączył do nas czwarty brat, więc podzieliliśmy się na dwie grupy po dwóch.

Pierwsza grupa dotarła bezpiecznie, ale mój towarzysz i ja wpadliśmy na punkcie kontrolnym, zostaliśmy aresztowani i ciężko pobici, ponieważ próbowaliśmy się opierać. Zabrano nas do pobliskiego więzienia, gdzie byliśmy jeden dzień zanim przetransportowano nas do więzienia wojskowego Kohat. W Kohat, kiedy zobaczyliśmy innych uwięzionych braci mudżahedinów, pobyt w więzieniu stał się dla nas łatwiejszy. W tym czasie przesłuchiwał nas rząd pakistański, a potem odwiedziło nas FBI robiąc zdjęcia i pobierając odciski palców. Byliśmy w tym więzieniu dwa do trzech tygodni.

Potem przetransportowano nas dużymi amerykańskimi samolotami transportowymi. Podróż trwała kilka godzin zanim wylądowaliśmy w Kandaharze, gdzie Amerykanie urządzili tymczasową bazę. Zabrano nas do tej bazy w bardzo brutalny sposób.

W bazie praktykowano na więźniach wiele różnych form okropnych tortur. Tortury doprowadziły do śmierci kilku braci. Amerykanie używali także rozmaitych środków, żeby obrazić naszą religię. Długość naszego pobytu w bazie różniła się. Jedni zostawali tam na kilka tygodni, inni na kilka miesięcy. Postanowiłem być otwarty ze śledczymi i powiedziałem im, że byłem w Afganistanie w celu dżihadu i że szkoliłem się w obozie al-Faruq. To doprowadziło do szybkiego przetransportowania mnie do więzienia Guantanamo. Mój pobyt w bazie trwał w całości dwa tygodnie.

Zabrano mnie na pokład samolotu transportowego na długą podróż. Sceny z tej podróży były pokazywane w mediach. Podczas podróży nie wolno nam było mówić ani poruszać się i uniemożliwiono nam widzenie lub słyszenie czegokolwiek. Podróż trwała ponad 24 godziny. Przywitano nas w Guantanamo przekleństwami i biciem, kiedy ciągnięto nas do naszych cel.

Wtedy rozpoczął się brudny program amerykański przeciwko nam. Obrażali naszą religię i byliśmy poddani fizycznym i psychicznym formom tortur przez pozbawienie snu i narażenie na gorąco i zimno w specjalnych pokojach. Byliśmy także używani jak króliki doświadczalne w ich eksperymentach. Na przykład, eksperymentowali na nas pewne leki, tak że jeden z nas przez całe dnie nie mógł spać, a jego sąsiad spał bez końca przez kilka dni. Jeden z braci żartował i powiedział: ‘Wydaje się, że Amerykanie wzięli nas na części zamienne dla siebie’. Narażali nas na głód i próbowali uwieść nas swoimi kobietami.

Niemniej z wszystkimi tymi torturami i pokusami, Allah nas chronił. Broniliśmy Koranu i siłą braliśmy od nich, co chcieliśmy. Muzułmanin jest honorowy, jeśli obiera dżihad jako swoją drogę.

Mogliśmy otrzymywać wiadomości o mudżahedinach, mimo że dzieliły nas tysiące kilometrów oraz ziemie dżihadu. Czasami wiedzieliśmy o czymś, co zdarzyło się w świecie, bez rzeczywistego usłyszenia konkretnej wiadomości o tym. Na przykład, wiedzieliśmy o porażce Amerykanów, kiedy flagi były opuszczone do połowy masztu. Czasami dochodziły do nas wiadomości o Afganistanie. W tym czasie słyszeliśmy dużo o Abu Lajth al-Libi. Otrzymywaliśmy także wiadomości o naszych braciach na Półwyspie Arabskim i byliśmy z nimi duszą i modlitwą.

Jednego dnia strażnicy więzienni przyszli szczęśliwi i tańczyli. Kiedy zapytaliśmy, jaka była przyczyna ich radości, powiedzieli, że USA najechały na Irak. Jeden z nich dumnie powiedział: ‘Wczoraj wzięliśmy Afganistan, dzisiaj weźmiemy Irak, a jutro weźmiemy Mekkę’. To jest ich plan i jeden z nich powiedział, że tego uczą ich w kościele.

Jednak ich marzenia zostały rozbite przez prawdziwych mężczyzn z ummah, takich jak Abu Musaab al-Zarkawi. Groziliśmy i złościliśmy ich imieniem al-Zarkawiego do takiego stopnia, że niektórzy z nich wracali, żeby prosić o wybaczenie za to, co nam zrobili. Było kilku żołnierzy, którzy popełnili samobójstwo przed wysłaniem ich do Iraku z powodu strachu przed Abu Musaabem i mudżahedinami.

Poświęcenia mudżahedinów odegrały[dużą] rolę w zwolnieniu nas z Guantanamo. W rzeczywistości są one głównym powodem naszego zwolnienia, jak to powiedział jeden z naszych prawników: ‘Ścieżka systemu prawnego jest długa i nie wydobędzie was stąd aż za jakiś czas, ale zrobi to nóż Abu Musaaba al-Zarkawiego’. Po pięciu latach pobytu w Guantanamo powiedziano mi, że zostanę zwolniony. Ale moje zwolnienie zostało opóźnione o miesiąc, ponieważ powiedziałem im, że gdy tylko zostanę zwolniony, znowu dołączę do mudżahedinów. Podczas tego miesiąca zabili trzech więźniów w tej samej części więzienia, w której ja byłem umieszczony.

Z rychłym uwolnieniem po pięciu latach w niewoli opanowały mnie uczucia smutku i szczęścia. Pożegnanie było bardzo trudne. Moje serce rozdzierało się, że muszę odejść od braci, z którymi spędziłem ostatnich pięć lat. Przetransportowano nas w dużym, opancerzonym autobusie na lotnisko, gdzie czekał na nas saudyjski odrzutowiec. Było nas 16 i weszliśmy na pokład odrzutowca. Na pokładzie było 70 ludzi, załoga oraz ludzie ze służby wywiadowczej i policji. Wsiadaliśmy do samolotu rzucając ostatnie spojrzenie na Zatokę Guantanamo, miejsce, gdzie Allah błogosławił nas wznosząc na nim wezwanie do modlitw i oddawanie Mu czci na tej ziemi. Samolot wylądował w Rijadh po międzylądowaniu w Maroku dla zatankowania.

Po przybyciu do Rijadhu…”

Pełen tekst raportu jest dostępny dla prenumeratorów MEMRI Jihad and Terrorism Threat Monitor.

Informacja o prenumeracie dostępna jest tutaj .

Prenumeratorzy JTTM subscribers moga odwiedzić tę stronę żeby obejrzeć raport.