1 kwietnia 2012 r. znana postać medialna, Faisal Al-Qassem, który prowadzi popularny program Al-Dżaziry “Odwrotny kierunek”, opublikował artykuł w gazecie katarskiej “Al-Sharq”. Twierdził w nim, że iracka opozycja, która walczyła z Saddamem Husajnem i współpracowała w tym celu z Amerykanami, zasługuje na przeproszenie ze strony Arabów. Al-Qassem wskazał, że dzisiaj wezwania o interwencję z zewnątrz czynione przez opozycjonistów arabskich walczących z tyrańskimi władcami, są uważane za akt patriotyzmu, zaś sprzeciwianie się im jest uważane za zdradę.

Poniżej podajemy fragmenty jego artykułu[1]:

Pomoc militarna z zewnątrz jest obecnie uważana za uprawnioną, jeśli jest używana po to, żeby doprowadzić do wyzwolenia spod dyktatury. [Dlatego], czy ludy arabskie, uczeni i opozycjoniści nie powinni przeprosić ludu irackiego i opozycji, którzy przeciwstawiali się rządom prezydenta Saddama Husajna? Przez lata nie było ani jednego oskarżenia, którego media arabskie i ludy arabskie nie rzuciły na opozycjonistów arabskich i każdego, kto pracował z Amerykanami na przełomie stuleci, żeby obalić poprzedni reżim iracki… Cała ulica arabska widziała polityków arabskich kooperujących z Amerykanami przed ich inwazją na Irak w 2003 r. jako grupę zdrajców i agentów, tylko dlatego, że współpracowali z Wujkiem Samem w celu obalenia reżimu [Saddama] Husajna, który uważali za uciskającą dyktaturę.

Zaskakujące jest, że tak wielu nadal traktuje członków rządu [irackiego] jako [agentów] amerykańskich, powracających na czołgach USA. Jest tak [kiedy] doskonale wiedzą, że większość arabskich opozycjonistów dzisiaj wzywa Amerykanów na pomoc, żeby obalić pewne reżimy [arabskie], z pełnym błogosławieństwem ulicy arabskiej, nawet jeśli wymaga to potężnego ataku amerykańskiego na te stolice arabskie…

W niedawnej przeszłości wszystkie plakaty arabskie podnoszone [podczas demonstracji] potępiały interwencję z zewnątrz i ostrzegały przed jej celami i konsekwencjami. Teraz jednak potępiają tych wszystkich, którzy nie interweniują, albo którzy ostrzegają przed taką interwencją. Zauważyłem, że w niektórych rewolucjach arabskich całe dni protestu były poświęcone wzywaniu do interwencji lub dawaniu wyrazu wściekłości wobec tych, którzy są zbyt leniwi, by interweniować. Czy widzieliście jeden protest arabski potępiający interwencję NATO w Libii? Nie.

Żądanie pomocy militarnej z zewnątrz, nawet w zamian za coś, nie jest już uważane za “dzieło Szatana, którego należy unikać”[2] . Stało się uprawnione, nie, absolutnie konieczne i jest obowiązkiem spoczywającym na każdym indywidualnym muzułmaninie [fard 'ayn]… Patriotami są ci, którzy wzywają obcej pomocy i chętnie ją witają, a zdrajcami są ci, którzy się jej sprzeciwiają. Wielu ludzie nie waha się już dłużej powiedzieć, że teraz rozumieją wezwanie Ahmada Chalabiego do Amerykanów, by uderzyli w reżim iracki, a nawet przepraszają go. Ponadto mogą teraz zrozumieć [amerykańsko-irackiego profesora] Kanana Makiję, który powiedział: „Dźwięk amerykańskich ataków na armię Saddama jest najsłodszą muzyką dla moich uszu”.

Byłem bardzo zdziwiony, kiedy usłyszałem arabskiego młodzieńca na jednym z kanałów [telewizyjnych], ostrzegającego własną armię przed potężnymi odrzutowcami Obamy. Słyszałem [także] wielu ludzi, w tym pisarzy, osobistości medialne i działaczy, mówiących, że miliony Arabów nie rozróżnia już dłużej między lokalnymi tyranami, którzy używają nieudolnych sloganów, a tymi, z którymi walczyliśmy niedawno i uważaliśmy za wrogów, okupantów i najeźdźców. Jeden z nich wyraźnie powiedział: „Nie ma już różnicy między amerykańskim najeźdźcą i syjonistycznym wrogiem z jednej strony, a miejscowymi wrogami reprezentowanymi przez arabskich tyranów z drugiej”. Niedawne rewolucje arabskie dowiodły wielu ludziom, że najeźdźcy i wrogowie są bardziej miłosierni niż ci, których wielki poeta jemeński Al-Baradoni nazwał „narodowymi [tj. miejscowymi] imperialistami”. Pewien szanowany szejk powiedział niedawno: „Francuski imperialista okazał nam więcej miłosierdzia niż nasi dzisiejsi tyrani. Przynajmniej, kiedy walczyliśmy z Francuzami i uciekaliśmy do meczetów, żeby się schronić, francuscy żołnierze szanowali świętość meczetów i nie wchodzili tam, żeby nas zabić i je sprofanować. Jednak dla współczesnych tyranów arabskich i ich gangów przestępców zaatakowanie meczetów i zniszczenie ich stało się łatwiejsze niż napicie się wody”.

Pewien dziennikarz libijski zastanawiał się, co Al-Kaddafi zrobiłby miastu Benghazi, które wyrwało się spod jego rządów, gdyby nie interweniowały siły zewnętrzne. Być może to miasto nie istniałoby dzisiaj. Pewien dziennikarz iracki powiedział: byliśmy pierwsi, a wy poszliście naszą drogą – szydząc z Arabów, którzy atakowali Irakijczyków za zaakceptowanie pomocy Amerykanów przy obaleniu Saddama Husajna. Nie ulega wątpliwości, że ma prawo do tego szyderstwa, teraz, kiedy Arabowie oklaskują wezwania do interwencji międzynarodowej, żeby obalić tego lub tamtego tyrana.





[1] “Al-Sharq” (Katar), 1 kwietnia 2012.

[2] Koran 5:90.