Podstawową zasadą amerykańskiej polityki jest to, że sprawy zagraniczne nie decydują o wyborach prezydenckich, ale nie oznacza to, że sprawy zagraniczne nie odgrywają roli w wyborach. W Miami zawsze widzieliśmy, jak kandydaci przyjeżdżają, robią sobie sesję zdjęciową w lokalnej kubańskiej restauracji i wypowiadają odpowiednie frazesy na temat reżimu Castro. Irlandczycy, Ormianie, Żydzi i polscy Amerykanie – a także wielu innych – mają swoje winiety.

Jednak wojny toczące się w latach 2023-2024 na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie stanowią, jeśli nie zupełnie nowe wyzwanie, to dylemat nie widziany od bardzo dawna. Stany Zjednoczone są i postrzega się je jako głęboko zaangażowane w obie wojny, niemal jako strona wojująca. Nie tylko wysyłają dziesiątki miliardów dolarów wraz z całymi systemami uzbrojenia, ale amerykańscy żołnierze zostali zabici przez kontrolowane przez Iran bojówki w Syrii, podczas gdy amerykańskie okręty wojenne regularnie bombardują inny irański oddział marionetek w Jemenie.

W obu wojnach amerykański sojusznik staje twarzą w twarz z budzącym niesmak (najłagodniej mówiąc) przeciwnikiem, który rozpoczął wojnę jawnym aktem agresji, ale potem analogia się załamuje. Ponieważ niemal od początku było jasne, że administracja Bidena postrzega obie wojny bardzo odmiennie. Sprowadzona do podstawowych elementów, wojna na Ukrainie przeciwko nuklearnej Rosji jest wojną, która powinna być kontynuowana, podczas gdy wojna, którą Izrael prowadzi przeciwko Hamasowi (według USA, grupie terrorystycznej) jest wojną, która powinna się zakończyć.

Podczas gdy Waszyngton głośno wyrażał poparcie zarówno dla Ukrainy, jak i Izraela, administracja Bidena niemal od samego początku zrobiła wszystko, co mogła, aby jak najbardziej ograniczyć Izrael. Propalestyńscy krytycy administracji nie uważają tego za wystarczające, ale „niedźwiedzi uścisk” Bidena wobec Izraela niemal od samego początku miał na celu ograniczenie jego działań. Tymczasem na Ukrainie Amerykanie sygnalizują, że ich poparcie jest „niezachwiane” i że wojna może zakończyć się jedynie na warunkach Ukrainy.

Co wyjaśnia tak różne sposoby patrzenia na te dwa konflikty? Przede wszystkim musimy przyznać, że nie ma żadnego prawa ani zasady, które mówiłyby, że narody muszą traktować konflikty w ten sam sposób. Niekonsekwencja i hipokryzja to standardowe elementy polityki zagranicznej większości państw, w tym Stanów Zjednoczonych Ameryki. Niektórzy mogą powiedzieć, że Ukraina jest bardziej zagrożona ze strony Rosji niż Izrael ze strony Hamasu, ale nie wydaje się to do końca słuszne. Hamas jest sprzymierzony z innymi grupami terrorystycznymi, takimi jak Hezbollah, i wspierany przez Iran, Turcję i Katar, co stanowi znaczną kombinację sił. Inni mogą zauważyć, że chociaż obecna wojna w Gazie jest szczególnie destrukcyjna, było wiele innych konfliktów arabsko-izraelskich, a to jest tylko jeden z nich. To rozumowanie wskazywałoby, że wojna ukraińska jest czymś bardziej wyjątkowym, zakłócającym pokój w Europie i na świecie, a nie kolejnym konfliktem z serii wojen na wiecznie niespokojnym Bliskim Wschodzie.  

Istnieją jednak inne sposoby spojrzenia na te dwa konflikty. Z pewnością, jeśli chodzi o wpływ na kraj, nie ma porównania. Kilka miesięcy po rozpoczęciu wojny dziesiątki tysięcy wściekłych ludzi nadal maszeruje w rzecz Palestyny/Gazy/Hamasu w zachodnich stolicach. Z pewnością w 2022 r. na Zachodzie było mnóstwo entuzjazmu wobec Ukrainy, ale te marsze i ten entuzjazm skończyły się dawno temu. A jeśli chodzi o większość zachodnich stolic, w sprawie Ukrainy nie maszerowały dwie strony – nie było wieców na rzecz Rosji na kampusach Ligi Bluszczowej. W Waszyngtonie nikt się nie podpalił na rzecz rosyjskiego Doniecka i Ługańska.

Patrzenie na Ukrainę i Gazę jako na skondensowane symbole daje nam dodatkowy wgląd w różnicę w traktowaniu. Takie symbole, zgodnie z definicją politolog Doris Graber, to krótkie frazy lub słowa, które mogą przekazywać poziomy znaczenia wywołując silne uczucia lub „umożliwiając natychmiastową kategoryzację lub ocenę”. [1] Mamy tutaj do czynienia ze wskazówkami lub znaczeniami, a nie zwykłymi faktami.

Dla administracji Bidena i jej towarzyszy „wojna w Ukrainie” to między innymi wojna z Trumpem, w której Putin jest symbolicznym zastępcą głównego wewnętrznego przeciwnika politycznego Demokratów. Wsparcie USA dla Ukrainy było początkowo sprzedawane jako część wielkiej krucjaty przeciwko autorytaryzmowi na całym świecie, w tym w Stanach Zjednoczonych. [2] Jak określiła to wówczas „Foreign Policy”, „2022 był rokiem, w którym dobrzy faceci uderzyli w odpowiedzi”. Przeciwko komu? Przeciwko Putinowi, oczywiście, ale także przeciwko „rosnącemu autorytaryzmowi i ksenofobicznemu populizmowi, demokracja się wzmacnia”. [3] Zwróćcie uwagę, jak „demokracja” jest przeciwstawiona „populizmowi”, zjawisku politycznemu, które może mieć miejsce tylko tam, gdzie w ogóle istnieje jakiś rodzaj demokracji.

W rozumowaniu Bidena wojna na Ukrainie musi trwać, ponieważ jest słuszną krucjatą nie tylko przeciwko reżimowi Putina czy Putinowi i innym zagranicznym autokratom, ale w symboliczny, naładowany emocjonalnie sposób przeciwko krajowym przeciwnikom praktykującym myślozbrodnię lub „złe myślenie”. Jest to walka, której uosobieniem są wybory w listopadzie 2024 r., ale także walka dotycząca zarówno rodzaju potęgi, jaką Ameryka ma mieć na arenie światowej, jak i tego, kim Ameryka ma być w kraju.

Jeśli wojna ukraińska jest swego rodzaju semantycznym substytutem wojny z Trumpem i trumpizmem, skondensowanym symbolem wojny w Gazie, konfliktu o wielu zawiłościach i subtelnościach, jest prymitywne zastępstwo starego hasła z ubiegłych lat: „wojna z islamem.” W rzeczywistości jest to cyniczny chwyt stosowany wobec tej wojny przez islamistów i lewicowców zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, ale jest to również coś, w co w pewnym sensie wierzą decydenci na Zachodzie. Powiedziano nam, że wojna musi się zatem zakończyć jak najszybciej, a zwłaszcza przed Ramadanem, aby nie zmartwić i tak już zranionych uczuć muzułmanów. Dzieje się tak mimo faktu, że Ramadan jest wychwalany przez samych muzułmanów jako miesiąc wojen i zwycięstw militarnych (nie mówiąc już o tym, że Hamas rozpoczął wojnę w żydowskie święto religijne). [4] Jak odnotowano w artykule na stronie internetowej Al-Dżaziry z 2021 roku, „palestyński ruch oporu zamienił Ramadan w sezon ataków i zwycięstw”. [5] Ironią jest, że na ulicach Ameryki jest więcej publicznego gniewu z powodu Gazy niż jest go obecnie na Bliskim Wschodzie i że wiele reżimów arabskich w rzeczywistości chce widzieć zwycięstwo Izraela i zniszczenie Hamasu (i Hezbollahu).

Obie zagraniczne wojny zostały w pewnym sensie „udomowione”. Jeden jako rodzaj podstawionego zawodnika w walce z prawicą polityczną, drugi jako dubler pasji i celów odradzającej się krajowej skrajnej lewicy. Ostatecznie jest bardzo prawdopodobne, że ten wynik – kontynuacja wojny w Ukrainie i zakończenie wojny w Gazie – zostanie osiągnięty nie tylko dzięki działaniom stron wojujących na miejscu, ale także dzięki temu, jak oficjalny Waszyngton i jego jaskinie ech zaangażowały się psychologicznie, w radykalnie odmienny sposób, w oba konflikty.

*Alberto M. Fernandez jest wiceprezesem MEMRI.