zW artykule z 22 marca 2024 r. w wydawanej w Londynie gazecie „Al-Sharq Al-Awsat” irański dziennikarz i autor mieszkający w USA, Amir Taheri, stanowczo sprzeciwił się solidarności z Hamasem wyrażanej na całym świecie po ataku z 7 października na Izrael, jak również wezwaniom do zakończenia wojny w Gazie, zanim zostanie ona rozstrzygnięta. Zauważając, że 7 października był „razzią” – niespodziewanym atakiem mającym na celu wyeliminowanie wroga – Taheri pisze, że ​​twierdzenie, że jest się „bojownikiem o wolność” nie powinno oznaczać pozwolenia na zabijanie według własnego uznania ani nie zwalnia z obowiązku przestrzegania minimalnych standardów moralności. Mówi, że inne wydarzenia w historii, takie jak atak na Pearl Harbor czy ataki z 11 września, skłoniły Stany Zjednoczone i Zachód do surowego odwetu, ale nie wywołały protestów ani przejawów solidarności ze sprawcami.

Taheri dodaje, że ludzie, organizacje i państwa na świecie, którzy próbują obecnie powstrzymać wojnę w Gazie zapominają, że pokonanie organizacji zbrojnych to długa sprawa. Co więcej, traktowanie kwestii palestyńskiej jako specyficznej oraz bezprecedensowe utrwalenie statusu uchodźcy Palestyńczyków na cztery pokolenia jedynie zaszkodziło Palestyńczykom i nie przyczyniło się do rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Taheri kończy stwierdzeniem, że prowadzenie pośrednich negocjacji z Hamasem i przedstawianie go jako prawowitego partnera, jak robi to administracja Bidena, jest poważnym błędem legitymizującym ataki takie jak ten z 7 października.

Amir Taheri (zdjęcie: Twitter.com/AmirTaheri4/photo)
Amir Taheri (zdjęcie: Twitter.com/AmirTaheri4/photo)

Poniżej podajemy jego artykuł za angielskim wydaniem „Al-Sharq Al-Awsat”.[1]

Ci, którzy domagają się szybkiego zakończenia wojny, zapominają, że pokonanie organizacji zbrojnej zabiera dużo czasu

Tragiczna opowieść, która rozpoczęła się atakiem Hamasu na Izrael 7 października, nie jest jeszcze ukończona, ale uszczęśliwiacze innych i sygnalizujący swoje cnoty spieszą się z napisaniem własnego postscriptum. Przywódcy Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej mówią, że nadszedł czas, aby formalnie zaakceptować utworzenie państwa palestyńskiego. Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres i unijny komisarz ds. polityki zagranicznej Josep Borrel, sugerują nawet, aby Rada Bezpieczeństwa przyjęła uchwałę, że to utworzenie państwa palestyńskiego jest obowiązkowe, dodając ją do 230 uchwał już podjętych w tej sprawie.

Tymczasem generał dywizji Ismail Kaani, szef Siły Kuds irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, obiecuje „odbudować Gazę silniejszą niż wcześniej, jako wysuniętą placówkę przeciwko światowemu syjonizmowi”. Administracja Bidena w Waszyngtonie wypowiada się pozytywnie na temat „rozwiązania” w postaci dwóch państw, zastanawiając się jednocześnie nad zmianą reżimu, (w Izraelu, nie w Gazie).

Niektórzy mędrcy medialni twierdzą, że wojna w Gazie trwała już zbyt długo i powinna zostać szybko zakończona, zanim wyłoni się zwycięzca i przegrany. Jeden z mędrców zastanawia się, co zrobiłby Henry Kissinger, namaszczony guru amerykańskiej dyplomacji, aby zakończyć wojnę. Zapomina, że Kissinger był przebiegłym magikiem, który zamieniał coś w nic, ale potrafił przekonać obserwatorów, że stało się odwrotnie. Pamiętacie jego „dyplomację wahadłową”, której każdy etap zapewniał mu sesję zdjęciową? I jego objazdowe przedstawienia mające na celu „budowanie zaufania”, żeby odwrócić uwagę od sedna problemu? Mędrcy z paryskiej gazety „Le Monde” opowiadają się za rozwiązaniem w postaci dwóch państw, jakby było to jakieś nowe odkrycie. Zapominają, że to tak zwane „rozwiązanie” istnieje od 1947 r. i nie prowadzi donikąd, ponieważ osoby bezpośrednio zaangażowane go nie chcą. Jako reporter relacjonowałem tak zwane „rozmowy pokojowe” prowadzone podczas konferencji madryckiej w 1991 r., dopóki nie przekształciły się one w bolesną farsę. Przez ponad dekadę rozwiązanie dwupaństwowe było na porządku obrad, a nikt nie mówił nam, gdzie będą zlokalizowane te wyimaginowane państwa.

Brytyjscy i europejscy mędrcy również są „zaniepokojeni” długością wojny w Gazie i wzywają do bliżej nieokreślonych działań w celu jej skrócenia. Zapominają, że walczących grup zbrojnych, które chcą narzucić swój program, mówiąc politycznie poprawnie, jak robi to BBC, „nieregularnych działań wojennych” nie można pojmować w kategoriach krótkiego skeczu teatralnego. Gaszenie pożaru „nieregularnych bojowników” na Malajach zajęło Brytyjczykom 11 lat. Walka z Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak) w Peru trwała prawie 30 lat. W Kolumbii zabrało 20 lat zanim uśmiercono M19. FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) radziły sobie lepiej, utrzymując się przez prawie 40 lat. Urugwajowi udało się zniszczyć Tupamaros w ciągu pięciu lat. Indie częściowo uspokoiły „bojowników o wolność” z Nagalandu po 40-letniej wojnie, podczas gdy w Kaszmirze nadal stawiają czoła jeszcze bardziej zaciekłemu przeciwnikowi. Turcja walczy z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) od ponad 30 lat. W Birmie „bojownicy o wolność” Karen toczą wojnę z juntą Rangunu od prawie pół wieku.

Podawanie się za „bojownika o wolność” nie powinno oznaczać pozwolenia na zabijanie według własnego uznania. Nawet „uciskani” mają pewne obowiązki i muszą przestrzegać pewnych zasad, podczas gdy, jak pokazała historia, tyrania słabszego może być równie zabójcza jak tyrania ciemiężyciela…

Dzisiaj pytanie brzmi: dlaczego, skoro na wojnę konwencjonalną nie narzuca się żadnego limitu czasowego do wyłonienia zwycięzcy, wojna przeciwko grupie rebelianckiej ma być poddawana machinacjom opartym na kalendarzu?

 

Atak na Izrael z 7 października był razzia, włoskim słowem, które weszło do większości języków europejskich. W rzeczywistości słowo razzia pochodzi od arabskiego słowa ghazwa, które oznacza nagły, bezkompromisowy atak na pojedynczy zestaw celów w nadziei na znokautowanie przeciwnika.
Zatopienie krążownika Lusitania podczas pierwszej wojny światowej w maju 1915 r. było razzia, podobnie jak atak na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 r. Te dwie razzia wepchnęły Stany Zjednoczone w dwie wojny światowe. Ataki z 11 września 2001 r. na Stany Zjednoczone były czterema skoordynowanymi razzia. Każda z tych razzia prowadziła do zagłady sprawców, czasem, jak w przypadku ataku na Hiroszimę i Nagasaki z 7 sierpnia lub bombardowania dywanowego Drezna [podczas II wojny światowej], ze znacznie większą furią.

Zapłata po tych razziach nie wywołała współczucia dla sprawców. Ludzie w tak zwanych demokracjach nie maszerowali, aby powstrzymać działania przeciwko tym, którzy zatopili Lusitanię, zbombardowali Pearl Harbor i zamienili część Londynu w kupę gruzów. Luminarze z Harvardu i Princeton nie protestowali, gdy Stany Zjednoczone rozpoczęły „wojnę z terroryzmem”, by pomścić wydarzenia z 11 września.

Utrwalenie status palestyńskich uchodźców nie ma żadnego sensu  

Nikt nie zaprzecza, że przez ponad siedem dekad Palestyńczycy wiele wycierpieli. Ale czy sposobem na zakończenie lub przynajmniej złagodzenie ich cierpień jest zwolnienie ich dobrowolnie przez nich wybranych organizacji politycznych z przestrzegania minimum zasad etycznych? Traktowanie kwestii palestyńskiej tak, jakby była wyjątkiem od wszelkich zasad, wyrządziło Palestyńczykom wielką krzywdę. Stali się pierwszymi ludźmi w historii, których na cztery pokolenia zamrożono w statusie uchodźców. II wojna światowa przyniosła ponad 30 milionów uchodźców, z których wszyscy znaleźli nowe mieszkanie w ciągu dziesięciu lat. Podział Indii przyniósł 14 milionów uchodźców, a wszyscy zostali przesiedleni w niecałe dziesięć lat. Od 1959 roku ponad 10 milionów Kubańczyków zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny i osiedliło się w kilkunastu krajach, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.

Czy ma sens tworzenie obozów dla uchodźców nawet w Gazie, która przez dwie dekady była wolna od izraelskiej okupacji? Albo na Zachodnim Brzegu, rządzonym przez Autonomię Palestyńską? Czy humanitarne jest przekształcanie bycia uchodźcą w zawód, z UNRWA jako posiadaczem franczyzy?

Czy ci, którzy zachęcają Hamas poprzez marsze poparcia dla niego, wiedzą, jaki procent Palestyńczyków reprezentuje i, co ważniejsze, czy ci, którzy go wspierają, również aprobują razzia z 7 października? Administracja Bidena popełnia wielki błąd, po cichu czyniąc Hamas prawomocnym partnerem za pośrednictwem regionalnych sojuszników, tworząc w ten sposób iluzję, że takie razzie jak ta z 7 października nadal mogą dać sprawcom przynajmniej ciastko.


[1] English.aawsat.com, March 22, 2024.