W wywiadzie z 5 kwietnia 2015 r. przeprowadzonym przez Thomasa L. Friedmana z “New York Times”, prezydent USA Barack Obama powiedział w odniesieniu do potrzeby obrony państw Zatoki przed zagrożeniem, jakie stanowi Iran, że te kraje są bardziej zagrożone przez wewnętrzne niezadowolenie we własnych społeczeństwach niż przez ich sąsiada po drugiej stronie Zatoki. Powiedział: „Największe zagrożenie, przed jakim stoją [państwa Zatoki], może nie przyjść z inwazji Iranu. Przyjdzie z niezadowolenia wewnątrz ich krajów”. Wyjaśnił, że chodzi mu o niezadowolenie “populacji, która jest w niektórych wypadkach wyalienowana, młodzież, która jest niezatrudniona, ideologia, która jest destrukcyjna i nihilistyczna, a w niektórych wypadkach, po prostu przekonanie, że nie ma legalnych dróg politycznych na wnoszenie zażaleń” [1].
Te wypowiedzi wywołały oburzenie w państwach Zatoki, które już były wściekłe na administrację amerykańską za negocjacje z Iranem i zaniepokojone możliwą umową między Iranem a supermocarstwami. W artykułach czołowi publicyści ostro krytykowali Obamę za jego wypowiedzi. Zastanawiali się, jak Waszyngton, który przez lata uważał Iran za śmiertelnego wroga, mógł nagle zmienić ton i widzieć niezagrażający kraj, a nawet nagradzać go porozumieniem. Oznajmili także, że mimo ekstremistycznego charakteru Iranu i jego niebezpiecznych ingerencjach w świat arabski – przejawiających się wysyłaniem żołnierzy i komórek terrorystycznych do krajów arabskich – USA usprawiedliwiają go i przejawiają dobrą wolę, podczas gdy pokazują twardą i nieustępliwą twarz światu Arabów sunnickich. Jeden z autorów wskazał na fakt, że Obama mówi o wszystkich państwach arabskich jako o „sunnitach”, ale nie określa Iranu jako „szyitów”. Autorzy twierdzą, że Obama nie rozumie prawdziwej sytuacji w świecie arabskim, a jeden z nich zauważył, że Obama „miesza rzeczy do tego stopnia, że zamienił pojęcia pokoju i wojny”.
Autorzy artykułów przyznają, że państwa Zatoki mają problemy wewnętrzne, którymi trzeba zająć się, ale podkreślali, że te problemy bledną w porównaniu do zewnętrznego niebezpieczeństwa, jakie stanowi Iran. Oskarżali Obamę o przesadzanie zakresu problemów wewnętrznych w krajach Zatoki, a niektórzy powiedzieli, że jego wypowiedzi mogą pogłębić te problemy zamiast pomagać w ich rozwiązaniu. Zastanawiali się także, dlaczego Obama nie poucza Iranu, zamiast pouczania krajów Zatoki o potrzebie reform wewnętrznych,
Kilku publicystów napisało, że państwa arabskie są w błędzie, ufając USA, że będą ich broniły, i że od teraz powinny polegać na własnych siłach.
Poniżej podajemy fragment niektórych artykułów.
Prezydent USA Barack Obama z Thomasem L. Friedmanem podczas wywiadu (zdjęcie: New York Times)
Redaktor naczelny “Al-Sharq Al-Awsat”: To Waszyngton nazwał Iran częścią “Osi zła”. Jak więc Obama może teraz mówić, że nie stanowi on już zagrożenia dla swoich sąsiadów?
Salman Aldossary, redaktor naczelny gazety londyńskiej “Al-Sharq Al-Awsat”, napisał w artykule zatytułowanym „Czy Obama rozumie ‘Arabów sunnickich’?” [2]: „Obama nie tylko koronuje swoje dwie kadencje na urzędzie ‘historycznym’, niewyraźnym układem z Iranem, ale dał Teheranowi wolną rękę w Iraku, przymykając oczy na działalność sił Mobilizacji Ludowej, które operują pod dowództwem przywódcy Sił Kuds, generała Kassema Soleimaniego. Nie tylko [Barack Obama] rozpoczął nowy rozdział z Teheranem, ale nawet wydaje oświadczenia w jego imieniu, posuwając się tak daleko, że mówi ‘Arabom sunnickim’, iż Teheran nie stanowi dla nich groźby i zamiast tego mówi im, by skupili się na ‘rzeczywistym zagrożeniu wewnętrznym’, jak podaje wywiad w ‘New York Times’. Dziwne w wywiadzie jest to, że Obama często używa określeń ‘Arabowie sunniccy’ i ‘kraje sunnickie’. Są to określenia zdradzające sekciarskie uproszczenia; podczas gdy mówi o całych krajach, że są ‘sunnickie’, Obama nie opisuje Iranu jako kraju szyickiego. Zastanawiam się, jakie jeszcze niespodzianki pan Obama ma w rękawie.
To Waszyngton dał Iranowi etykietkę członka tak zwanej ‘osi zła’ i kraju, który sponsoruje terroryzm. To Waszyngton ostrzegał świat przed kontaktami z Iranem, narzucając sankcje ekonomiczne na Teheran i traktując go jak największego wroga. Jak więc po tym wszystkim prezydent USA może wyjść i powiedzieć, że Iran nie stanowi już zagrożenia dla swoich sąsiadów? Czy podpisanie nuklearnej umowy ramowej likwiduje to zagrożenie?…
[…]
Były redaktor gazety „Al-Sharq Al-Awsat”: „Obama zawsze myli się co do Bliskiego Wschodu”; Dlaczego nie skrytykował Iranu za stłamszenie Ruchu Zielonych?
Tariq Alhomayed, również były redaktor „Al-Sharq Al-Awsat”, napisał w artykule zatytułowanym „Obama zawsze myli się co do Bliskiego Wschodu” [3]: „W swoim wywiadzie z dziennikarzem Thomasem Friedmanem w tym tygodniu, prezydent USA Barack Obama powiedział, że zagrożenie krajów regionu, w tym Arabii Saudyjskiej, nie jest interwencją Iranu, lecz raczej ‘wewnętrznym zagrożeniem’. Czy to może być prawda?
Prawdą jest, że Obama ma niewłaściwe wyobrażenie o tym regionie i odkąd rozpoczął prezydenturę staje się to coraz bardziej jasne. Zawsze myli się co do naszego regionu, popełnił tu największe błędy i miały one ogromne konsekwencje.
Obama spieszył się, by wycofać się z Iraku, a teraz widzimy, jak znowu wraca. Zbagatelizował syryjską rewolucję i zbrodnie Assada. Mówił o ‘czerwonych liniach’, ale Assad przekroczył każdą z nich, a Obama nie zrobił nic. Zbagatelizował zagrożenie ze strony ISIS (Państwa Islamskiego) tylko po to, by następnie być zmuszonym do przyznania, że ta sytuacja jest realna, choć miał jeszcze wystarczająco dużo czasu, by zrzucić winę na amerykańskie siły wywiadu za nie zdanie sobie z tego sprawy wcześniej…
Obama ryzykownie stawiał także przez lata na ‘polityczny islam’ jako na udany model dla regionu. To oczywiście się nie udało, a porażka islamistów miała długotrwały skutek dla całego regionu po tak zwanej arabskiej wiośnie.
Błędy Obamy idą jeszcze dalej, a teraz widzimy, jak dziś popełnia kolejny. Ta błędna ocena będzie miała poważne negatywne konsekwencje dla Bliskiego Wschodu.
Tak więc Obama sądzi, że zagrożeniem dla regionu nie jest Iran, lecz raczej brak wewnętrznej reformy. To jest zwyczajnie błędne i ukazuje niepokojące podwójne standardy.
W 2009 r., gdy Obama był już prezydentem, w Iranie rozpoczął się ‘Zielony Ruch’. Władze Iranu brutalnie stłumiły protesty, również z użyciem sił zbrojnych. Wielu protestujących zabito, jeszcze więcej aresztowano. Przez cały ten czas Obama przyglądał się [temu] i nic nie robił. W rzeczywistości niektórzy przywódcy tej rewolty pozostają za kratkami do dziś. Od tej pory Iran nie przeprowadził żadnej znaczącej reformy wewnętrznej. W tym samym czasie kraje Zatoki Perskiej, szczególnie Arabia Saudyjska, posunęły się do przodu z procesem reformy wewnętrznej.
Co więcej, możemy wyraźnie dostrzec działania Iranu, które zagrażają Irakowi, Syrii, Libanowi i Jemenowi. Nie wspominając o powiązanych z Iranem uśpionych komórkach terrorystycznych, które odkryto w Zatoce.
Jak więc po tym wszystkim Obama może twierdzić, że zagrożenie nie pochodzi z Iranu, a jest raczej ‘zagrożeniem wewnętrznym’? Możemy zadać wiele pytań dotyczących tego zdumiewającego punktu widzenia: kto jest odpowiedzialny za wszystkie te sekciarskie kryzysy i konflikty w naszym regionie? Czy nie [właśnie] Iran? Kto przeszkodził [w przeprowadzeniu] politycznej reformy w Iraku? Kto przeszkodził [w przeprowadzeniu] wyborów prezydenckich w Libanie? Kto ochrania tyrana Damaszku, Baszara Al-Assada?
Celem tego artykułu jest nie tylko odpowiedź na komentarze Obamy i nakreślenie jaśniejszego obrazu sytuacji w regionie. Musimy także wziąć głęboki oddech i przyznać, że niektóre z krajów w regionie, szczególnie te umiarkowane, popełniły błędy.
Dlaczego nie widzieliśmy, jak przeprowadzają dyplomatyczne akcje w Waszyngtonie w celu wyjaśnienia naszego stanowiska? Dlaczego widzieliśmy odpowiadające temu zwolnienie tempa reform i rozwoju w naszych krajach? …
W ostatecznym rachunku musimy spojrzeć na nas samych. Gdzie są umiarkowane kraje arabskie [w kwestii] tych spraw? Gdzie jest nasza reakcja dyplomatyczna? Dlaczego tak bardzo nie udała nam się gra wpływów i lobbying [wywieranie nacisku?] w Waszyngtonie?
Były redaktor naczelny “Al-Sharq Al-Awsat”: “Mentalność i praktyki Teheranu są zbliżone do Al-Kaidy… [niemniej] Obama jest przepraszający wobec reżimu irańskiego i szczodry ze swoim podarunkiem porozumienia nuklearnego”
Abd Al-Rahman Al-Rashed, były dyrektor Al-Arabiya TV i były redaktor naczelny “Al-Sharq Al-Awsat”, napisał w angielskiej edycji tej gazety artykuł pod tytułem „Sprzeczności w doktrynie Obamy”: “Próbowałem ignorować wywiad udzielony przez prezydenta Baracka Obamę dla „New York Times”, bo byłem pewny, że jest to część kampanii propagandowej na rzecz umowy ramowej z Iranem. Niemniej wpływu tego wywiadu nie można ignorować. Zamiast uspokojenia obaw [ludzi] w regionie Zatoki, Obama wywołał wiele więcej [obaw]…
Dziwne w tej rozmowie były pochwały Obamy dla reżimu irańskiego, usprawiedliwianie jego działań i sugerowanie poczucia winy wobec tego, co USA zrobiły Iranowi.
Nie wiem, jakie książki czyta prezydent amerykański zanim idzie spać, ani jak rozumie wydarzenia ostatnich trzech dziesięcioleci. Mentalność i praktyki Teheranu są bliskie Al-Kaidy: religijne, faszystowskie i wrogie wobec każdego, kto sprzeciwia się ich ideologii. W spojrzeniu Teheranu na świat inni są albo wiernymi, albo niewiernymi. To Iran jest odpowiedzialny za wiele przemocy w regionie pod sztandarem religii – i było tak już około 15 lat zanim wyłoniła się Al-Kaida.
Tak samo jak Obama był przepraszający wobec reżimu irańskiego i szczodry ze swoim podarunkiem porozumienia nuklearnego, był ostry wobec Arabów, a jego ostrość nie jest uzasadniona. Na przykład, powiedział, że zamiast martwić się o groźbę, jaką stanowi Iran, Arabowie muszą wystąpić przeciwko zbrodniom Baszara Al-Assada.
Szczerze mówiąc, czytałem ten akapit więcej niż jeden raz i próbowałem ustawić go w kontekście, niemniej nie udało mi się zrozumieć tego, co wydaje mi się sprzecznością. Zbrodnie reżimu Assada, który doprowadził do śmierci ćwierć miliona ludzi i wysiedlenia ponad 10 milionów, są wynikiem wsparcia i ingerencji Iranu, kraju, który Obama przeprasza i chwali.
Obama krytykuje Arabów, ponieważ nie walczyli przeciwko reżimowi Assada, kiedy w rzeczywistości jego rząd nie dopuścił, by [mogli] użyć nowoczesnej broni, by przeciwstawić się czołgom Assada i zatrzymać samoloty wojenne Assada, które ostrzeliwały miasta syryjskie każdego dnia!
Już od czterech lat rebelianci syryjscy bronią się przed siłami Assada używając niskogatunkowej broni, takiej jak kałasznikowy i moździerze – a to dlatego, że USA nie dopuszcza ich do kupowania i zdobywania skuteczniejszej broni od jakiejkolwiek ze stron.
[…]
Jako Arabowie nie jesteśmy przeciwko podpisaniu przez Obamę układu pojednawczego z Iranem – wręcz przeciwnie, zgadzamy się z tym, bo jesteśmy najsłabszą stroną. Mamy nadzieję, że wszyscy osiągniemy pokój i koniec sporów. Jednak, przez zniesienie sankcji, Obama burzy mur wobec tego kraju bez zabezpieczenia sposobów powstrzymania go. Tymczasem Iran wysyła swoich żołnierzy i generałów, by walczyli w Syrii i Iraku oraz finansuje powstanie Huti w Jemenie…” [4]
Artykuł redakcyjny „Al-Quds Al-Arabi”: Kraje Zatoki powinny odrzucić zaproszenie Obamy do Camp David; „Niech lepiej poświęcą swój czas na wzmacnianie własnej siły”
„Al-Quds Al-Arabi”, katarski dziennik z siedzibą w Londynie, w artykule od redakcji zatytułowanym „Rewolucyjne oświadczenie Obamy w kwestii Zatoki Perskiej” napisał: „W bezprzykładnym oświadczeniu, które może powiększyć przepaść między dwiema stronami, że prezydent USA Barack Obama ogłosił swój zamiar przeprowadzenia dyskusji z krajami Zatoki, w czasie których ogłosi dostarczenie [im] ‘znacznego amerykańskiego wsparcia przeciwko wrogom z zewnątrz’ [5], ale tylko jeśli ‘załatwią sprawę wewnętrznych problemów politycznych, a szczególnie potworne naruszenie praw człowieka’ [6]. Te oświadczenia zostały wymierzone, by zaognić wściekłość, którą już pałają kraje Zatoki, z powodu zaakceptowania [sic] w zeszłym tygodniu w Lozannie porozumienia nuklearnego między Iranem a sześcioma mocarstwami, którym przewodzi Waszyngton. Bez wątpienia wielu w Zatoce będzie postrzegać te oświadczenia jako ‘niewłaściwe deklaracje [wypowiedziane w] niewłaściwym czasie’, ale nie powinno to powstrzymać ich od zrozumienia ważnego przesłania, jakie [w tych oświadczeniach] zawarto, czyli:
A. Odkąd zmieniły się strategiczne okoliczności w regionie, a szczególnie teraz, gdy Iran stał się potęgą nuklearną, USA nie ma zamiaru odgrywać nadal roli ‘policjanta Zatoki’, którą pełniło przez około czterdzieści lat. Jeśli administracja Obamy nie poddała się naciskowi Izraela, by rozpocząć konflikt militarny z Iranem, wydaje się nieprawdopodobne, że ma jakikolwiek zamiar, by zrobić to w imieniu jakiegoś kraju arabskiego. Nowa wojna przetaczająca się właśnie przez Jemen może być przekładem tego przesłania na praktykę, gdyż w momencie prawdy, gdy plemię Houthi stanowi niemal bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Arabii Saudyjskiej, okazuje się, że ten kraj polega niemal wyłącznie na swoich własnych [zasobach] i na [strategicznej] głębi arabskiej i islamskiej.
B. Oświadczenia Obamy ujawniają, że kraje Zatoki cieszyły się przez ostatnie dekady fałszywym poczuciem bezpieczeństwa. Prawdopodobnie pomogło ono w nakłonieniu ich do powstrzymania się od tworzenia potężnych armii i [przekonało], by zadowolić się umowami o kupno zaawansowanej broni, [umowami], które miały głównie być korzystne dla USA i jego sojuszników z Zachodu, a nie służyć stworzeniu prawdziwych zdolności obronnych. W tym samym czasie Iranowi udało się osiągnąć strategiczną równowagę [sił] w regionie, vis-à-vis USA i Izraela. Jednak, paradoksalnie, amerykański prezydent wciąż uważa, że jest upoważniony, by decydować o tym, co mają robić kraje Zatoki i radzi im nawiązać kontakty z Iranem, po tym, jak jego administracja pomoże im wzmocnić ich zdolności obronne ‒ co oznacza mniej więcej sprzedanie [im] więcej [amerykańskiej] broni.
C. Obama nie wyjaśnił jeszcze, co spowodowało, że w przeszlości milczał w obliczu tego, co nazywa ‘potwornymi naruszeniami’ praw człowieka w państwach Zatoki, chyba że dopiero teraz odkrył istnienie [tych naruszeń] lub niebezpieczeństwo, jakie stanowią dla miejscowych władz. Nasuwa się pytanie: jak możemy opisać naruszenia, jakie popełniły USA w jednym [tylko] kraju – takim jak Irak – które czynią, że [USA] są ostatnim [krajem] uprawnionym do mówienia o prawach człowieka?…
Przywódcy krajów Zatoki powinni odrzucić zaproszenie, które Obama może im wysłać na spotkanie się z nim w Camp David, ponieważ lepiej spędzą ten czas na budowaniu własnej siły, daleko od złudzeń ochrony amerykańskiej. Jeśli chodzi o żądanie [by kraje Zatoki] wprowadziły reformy polityczne i prawne, co Obama uczynił częścią swoich wypowiedzi, jest to poniekąd uzasadnione, choć nieszczere. [Takie reformy] były i nadal są niezbędne z autentycznie narodowych powodów związanych z dobrem ludów i reżimów w Zatoce, nie zaś dlatego, że Pan z Białego Domu zdecydował się użyć [tego żądania], by uzasadnić chroniczne, haniebne zachowanie amerykańskie porzucania [swoich] sojuszników – [zachowanie], które Arabowie ze swej strony zbyt późno odkryli” [7].
Publicysta “Al-Hayat”, Elias Kharfoush: „Rządy arabskie muszą znaleźć sposób na życie w pokoju z tą administracją aż do końca kadencji [Obamy] za mniej niż dwa lata”
Publicysta Elias Kharfoush napisał w artykule zatytułowanym „Obama Prawoznawca” w gazecie londyńskiej “Al-Hayat”: „Państwa arabskie i Barack Obama mają prawdziwy problem. Rządy arabskie muszą znaleźć sposób na życie w pokoju z tą administracją aż do końca kadencji [Obamy] za mniej niż dwa lata. Źródłem tego problemu jest rozległa rozbieżność między postrzeganiem przez Obamę przyczyn kryzysu w regionie, a postrzeganiem tych przyczyn przez rządy.
Kiedyś myśleliśmy, że Obama jest niezdecydowany albo ma małą wiedzę o kryzysach w regionie. Ale długi wywiad, jakiego udzielił Thomasowi Friedmanowi, którego kopia powinna być na biurku każdego arabskiego urzędnika, potwierdza to, czego [od dawna] obawialiśmy się, a mianowicie, że Obama wie, co robi i jego decyzje nie są przypadkowe, ale są zrodzone z wszechstronnej strategii, którą sformułował na podstawie osobistego poglądu na nasz region, jego kraje i jego ludność – to, co Friedman nazywa ‘doktryną Obamy’.
Z tej doktryny można dowiedzieć się o stopniu, do jakiego postrzeganie Obamy współgra z [postrzeganiem] Iranu. Dowodzi to, że Obama [rzeczywiście] dąży do osiągnięcia porozumienia z Iranem o jego programie nuklearnym, lekceważąc interesy i zastrzeżenia państw arabskich…
Tym, co bardziej powinno niepokoić Arabów, jest [tendencja] Obamy do lekceważenia niebezpieczeństwa, jakie Iran stanowi dla państw arabskich oraz jego ingerencje w ich sprawy wewnętrzne. W tej sprawie akceptuje on twierdzenie irańskie i mówi: ‘Największe zagrożenie, przed jakim stoją [państwa Zatoki], może nie przyjść z inwazji Iranu. Przyjdzie z niezadowolenia wewnątrz ich krajów’. Stoi to w ostrej sprzeczności z wypowiedziami byłych i obecnych pracowników jego administracji, ostatni z nich John Kerry, który potwierdził kilka dni temu, że Iran udziela wsparcia militarnego Huti w Jemenie i groził Iranowi, że jego kraj ‘nie będzie stał bezczynnie, kiedy region jest destabilizowany’. Jednak Kerry będzie [najpierw] musiał przekonać swojego prezydenta o zagrożeniu [jakie stanowi Iran]…
Ostatnie wypowiedzi Obamy pomagają nam zrozumieć, dlaczego powstrzymał się przed udzieleniem pomocy ludowi syryjskiemu, co pozwoliło Baszarowi Al-Assadowi na pozostanie przy władzy. Obama zrobił tak, mimo że był świadomy roli odgrywanej przez Iran i lojalne wobec niego milicje w przedłużeniu życia tego reżimu. W tym kontekście rozumiemy także de facto sojusz Obamy z Irańczykami w Iraku, który pozwolił [szyickiej] partii Daawa i innym na przejęcie panowania nad tym krajem. Wszystko to jest częścią wszechstronnej polityki, w której percepcja Obamy współgra z doktryną irańską Rządów Prawoznawcy w sprawie regionu arabskiego i losu jego krajów. Obama, tak jak Iran, uważa rządy arabskie za odpowiedzialne za ich obecną sytuację, jak również za wyłonienie się ISIS z ich społeczeństw, ignorując równocześnie rolę odegraną przez interwencję Rewolucji Irańskiej w sianiu podziałów między społeczeństwami arabskimi i w zatapianiu ich ludów w konfliktach sekciarskich… Obama krytykuje to, co nazywa ‘państwami sunnickimi’, używając tej samej retoryki, której używają Irańczycy w swoich anty-arabskich atakach, równocześnie świadomie ignorując ich arabską tożsamość i rzucając wątpliwości na ich potencjał obronny. Potem wzywa do ‘wzmocnienia polityki w tych krajach, żeby młodzież sunnicka czuła, że ma inny wybór niż [ISIS]’.
I podczas gdy prezydent amerykański nie potrzebuje usprawiedliwień do krytykowania warunków w krajach arabskich, nie ma niczego do powiedzenia o warunkach wewnątrz Iranu – tym właśnie kraju, który w 2009 r. zdławił siłą Zieloną Rewolucję [8] i który nadal przetrzymuje dwóch kandydatów na prezydenta w areszcie domowym, mimo obietnic obecnego prezydent [Hassana] Rohaniego, że ich uwolni.
Z naiwnością niegodną mieszkańca Białego Domu Obama wierzy, że wybór Rohaniego był wyrazem [szczerej] reakcji reżimu irańskiego na aspiracje własnej ludności, ignorując [fakt], że ten reżim pozwolił na dojście Rohaniego do władzy [tylko] w celu szerzenia ‘umiarkowanego’ wizerunku Iranu za granicą. Irańczycy stanęli przed człowiekiem, którego można było wykorzystać, takim jak Obama, i to umożliwiło jak dotąd powodzenie ich planu” [9].
Przypisy (nie spolszczone):
[1] The New York Times (USA), April 5, 2015.
[2] The excerpts presented here are from the English version of the article, posted on the daily’s website (aawsat.net) on April 7, 2015. The Arabic version was published the same day.
[3] The excerpts presented here are from the English version of the article, posted on the daily’s website (aawsat.net) on April 10, 2015. The Arabic version was published the same day.
[4] The excerpts presented here are from the English version of the article, posted on the daily’s website (aawsat.net) on April 9, 2015. The Arabic version was published the same day.
[5] Obama actually said: „And so part of our [America’s] job is to work with these states [the Gulf states] and say, ‘How can we build your defense capabilities against external threats…’
[6] Obama actually attributes the human rights abuse to the Syrian regime, saying: ” „I think when you look at what happens in Syria, for example, there’s been a great desire for the United States to get in there and do something. But the question is: Why is it that we can’t have Arabs fighting [against] the terrible human rights abuses that have been perpetrated, or fighting against what Assad has done?”
[7] Al-Quds Al-Arabi (London), April 7, 2015.
[8] The reference is to the widespread demonstrations by the Green Movement that erupted in Iran following the 2009 presidential elections, officially won by Mahmoud Ahmadinejad. The demonstrators claimed election fraud and demanded to cancel the election results.
[9] Al-Hayat ( London), April 12, 2015.
Visit the MEMRI site in Polish: http://www2.memri.org/polish/
If you wish to reply, please send your email to memri@memrieurope.org .