Wojny mają tendencję do zaczynania się od czegoś innego i kończenia się na czymś innym. Wojna secesyjna rozpoczęła się od próby utrzymania Unii i zakończyła się wyeliminowaniem niewolnictwa. Pierwsza wojna światowa rozpoczęła się w sprawie Serbii i zakończyła się jako „wojna, która zakończy wszystkie wojny”. Druga wojna światowa rozpoczęła się, gdy sojusznicy Polski we Francji i Wielkiej Brytanii zostali zmuszeni do odpowiedzi na inwazję hitlerowską. Skończyło się na Organizacji Narodów Zjednoczonych i nowym porządku świata.

Czymkolwiek jest wojna rozpoczęta przez Hamas przeciwko Izraelowi 7 października 2023 roku, nie oznacza to, że skończy się tym samym. Brutalny początkowy cios, z pewnością skrupulatnie zaplanowany, był ogromnym „sukcesem” Hamasu w postaci czystej rzezi Izraelczyków i szkód wyrządzonych Izraelowi w tak krótkim czasie. Ostatni raz tak wielu Żydów zginęło w ciągu jednego dnia w 1945 roku.

Tak więc, gdyby wojna miała się dzisiaj zakończyć, byłoby to oszałamiające, bezprecedensowe zwycięstwo palestyńskiej grupy terrorystycznej i jej patronów w Iranie, Turcji i Katarze. Ale wojna nie zakończyła się 12 września 2001 r. ani 8 grudnia 1941 r. Gdyby skończyła się teraz, Hezbollah lub Iran nie musieliby w ogóle interweniować bezpośrednio ani robić więcej  niż już osiągnęli. Czyn został dokonany, a zyski zabezpieczone. Konsekwencje takiego scenariusza byłyby ogromne.

Pytanie nie dotyczy tego, co stanie się natychmiast, ale tego, co stanie się później. Kiedy Izrael zareaguje i weźmie odwet za tę śmiercionośną operację, na Zachodzie w końcu rozlegną się pomruki: Izrael jest zbyt surowy, to nieproporcjonalne, wystarczy, pomyśl o dzieciach itp. To, co wydawało się solidnym jak skała wsparciem, osłabnie. Ta narracja będzie brzmieć drażniąco dla niektórych, którzy widzieli, jak administracja Bidena zapewniała Ukrainę, że będzie ją wspierać tak długo, jak będzie to konieczne, przeciwko ogromnemu, nuklearnemu mocarstwu Rosji. Ten sam Zachód, który milczał przez dziewięć miesięcy, gdy Azerbejdżan głodził ormiańskich chrześcijan w Karabachu, już zaczął narzekać, że Izrael odcina prąd, żywność i paliwo dla rządzonej przez Hamas Strefy Gazy. Początkowa solidarność z Izraelem jest silna, ale prędzej czy później zacznie się presja na Izrael, by zaprzestał działań odwetowych. Hamas i Palestyńczycy mają znacznie większy i bardziej wpływowy tłum sympatyków niż nieszczęśni Ormianie z Karabachu.

Ale chociaż kroki i reakcje na Zachodzie są bardzo przewidywalne, to, co dzieje się na Wschodzie, jest mniej przewidywalne. Iran odniósł początkowo wielkie zwycięstwo dzięki jednemu ze swoich (kilku) pełnomocników, ale jak cenne jest zachowanie żywotności tego pełnomocnika? Chociaż cała publiczna narracja Iranu w regionie i przeciwko Izraelowi jest powiązana ze Sprawą Palestyny ​​i „Osią Oporu”, jak cenne będzie zabezpieczenie Hamasu przed zniszczeniem? Oczywiście pełnomocnicy ze swej natury są jednorazowego użytku, ale Iran oraz, w mniejszym stopniu, Turcja i Katar, dużo zainwestowały w projekt Hamasu.

Jeśli – nie daj Boże – Izrael słabo wypadnie w nadchodzącej kampanii przeciwko Hamasowi, jeśli zostanie w jakiś sposób zatrzymany przez sztywny opór Hamasu w gęsto zaludnionej miejskiej Strefie Gazy lub jeśli zostanie unieruchomiony przez długotrwały kryzys z zakładnikami, to Hezbollah i Iran nie zrobią nic, ponieważ zwycięstwo zostało zapewnione i szkoda została wyrządzona. Prestiż i respekt dla państwa Izrael, które Arabowie nazywają Haybat Al-Dawlah, będą śmiertelnie nadszarpnięte.  

Im skuteczniejsza izraelska operacja przeciwko Hamasowi, im pełniejsza wydaje się ona światu zewnętrznemu, tym większe jest prawdopodobieństwo, że rządy Hamasu dobiegną końca, tym większe prawdopodobieństwo eskalacji ze strony Iranu i Hezbollahu. Taka eskalacja, przynajmniej początkowo, w ogóle nie będzie dotyczyć bezpośrednio Iranu, ale będzie prowadzona przez marionetki Iranu w Libanie, Syrii, Iraku, a nawet Jemenie. Oczywiście wszystkim tym będzie kierował Iran, ale zostaną podjęte wysiłki, aby ograniczyć parametry konfliktu między Izraelem a Iranem do licznych marionetek Iranu.

Hegemonia Hezbollahu w Libanie jest stosunkowo niepopularna (szczególnie wśród większości nieszyickiej – chrześcijan, muzułmanów sunnickich i Druzów), ale oczywiście ugrupowanie to jest jeszcze silniejsze, lepiej uzbrojone i zaprawione w bojach niż Hamas. Według popierającej Hezbollah gazety Al-Akhbar Hezbollah i Hamas mają wspólne centrum operacyjne w Bejrucie co najmniej od 2021 roku. Jest prawdopodobne, że początkowa wojna od początku toczyła się w pewnym stopniu na ziemi libańskiej.

Ponieważ spodziewam się, że Izrael odniesie sukces w walce z Hamasem w Gazie, a wręcz musi to zrobić, aby przywrócić siłę swojego odstraszania, spodziewam się – co najmniej – szerszego konfliktu z udziałem kilku lub wszystkich irańskich milicji/marionetek terrorystycznych. Nie da się przewidzieć, jak daleko to zajdzie, gdy już się zacznie. Jest całkiem prawdopodobne, że Waszyngton zrobi wszystko, co w jego mocy, aby uniemożliwić Hezbollahowi i Iranowi przystąpienie do wojny. Takie komunikaty już są wysyłane. Od pierwszego dnia 2021 r. administracja Bidena wykazywała się niezwykłą usłużność zarówno wobec Iranu, jak i jego głównego libańskiego pełnomocnika, kontynuując wzór zapoczątkowany za czasów prezydenta Obamy. A szersza wojna byłaby głęboko zawstydzająca dla amerykańskiego rządu, który wielokrotnie próbował umniejszać znaczenie Bliskiego Wschodu.

Jednak niezależnie od tego, jaka ostatecznie będzie presja Zachodu, prawdopodobnie nie wystarczy, aby powstrzymać Izrael przed postawieniem własnego przetrwania na pierwszym miejscu poprzez zdecydowane dążenie do zakończenia akcji, której celem jest przynajmniej utworzenie zdemilitaryzowanej Gazy, jeśli nie całkowity koniec rządów Hamasu na tym nieszczęsnym kawałku ziemi.

* Alberto M. Fernandez jest wiceprezesem MEMRI.