Po krwawym starciu między islamistycznymi aktywistami i armią izraelską na pokładzie Mavi Marmara głosem, który dla mediów świata definiował stanowisko Turcji, był głos premiera Recepa Tajjipa Erdogana. Inne głosy w Turcji kwestionowały jednak rolę rządu w wypadkach prowadzących do zdarzeń na Mavi Marmara i pytały, czy klimat, jaki wyniknął z tego starcia, leży w interesie Turcji.

Poniżej podajemy fragmenty dwóch artykułów w angielskiej edycji gazety tureckiej “Hurriyet”[1] :

„Jak tak duże państwo jak Turcja mogło… zostać pociągnięte na krawędź wojny przez organizację pozarządową?”

W artykule z 7 czerwca 2010 r. publicysta Semih Idiz napisał, że rząd Erdogama ma bliskie stosunki z IHH i twierdził, że zdarzenia takie, jak starcie z flotyllą, zagraża długofalowym interesom Turcji:

„Kiedy kurz opadnie, jak to już zaczął robić, rozsądne i trzeźwo myślące umysły w Turcji i Izraelu będą musiały usiąść i rozważyć, jak sprawy mogły zajść tak daleko między tymi dwoma krajami, które zawsze były widziane jako,sojusznicy strategiczni’ na burzliwym Bliskim Wschodzie i w sumie miały dobre związki ekonomiczne i społeczne z korzyścią dla obu stron.

Istotnie, już widzimy poważne pytania zadawane w obu krajach w sprawie całego fiaska na wschodnim Morzu Śródziemnym, które zostawiło dziewięciu martwych Turków po izraelskiej operacji wojskowej na wodach międzynarodowych. To, że operacja została spartaczona przez Izraelskie Siły Obrony [IDF], jest teraz częścią literatury międzynarodowej w tej sprawie, nie ma więc powodu zagłębiać się w nią tutaj…

Jeśli chodzi o stronę turecką, są tu równie – jeśli nie bardziej – poważne pytania, które trzeba zadać i jesteśmy zadowoleni, że powolnie, ale pewnie pojawiają się teraz. Oczywiście, najważniejszym z tych pytań jest to: Jak mogło tak duże państwo jak Turcja, z interesami na czterech kontynentach i z ekonomią opartą o eksport i inwestycje, co wymaga wyjątkowej ostrożności na całym globie, zostać pociągnięte na krawędź wojny przez organizację pozarządową?

IHH jest “GNGO” – “Rządową Organizacją Pozarządową”

Dla wielu w Turcji i poza nią odpowiedź wydaje się prosta. Zdarzyło się to, ponieważ ta organizacja pozarządowa jest, jak to dowcipnie nazywa przyjaciel, „GNGO”: „rządową organizacja pozarządową”. Choć nie ma tutaj żadnych dowodów na bezpośrednie związki, nie ulega wątpliwości, że rząd Erdogana moralnie i politycznie stoi za tą grupą – IHH – która teraz, zdaniem jednych, zdobyła międzynarodową sławę lub niesławę, zdaniem innych.

[Co więcej], nie jest to pierwszy raz, kiedy ta grupa postawiła Turcję w trudnej sytuacji dyplomatycznej, podżegana i wspomagana przez rządzącą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju, czyli AKP. Pamiętamy, że kilka miesięcy temu ta sama grupa próbowała siłą przedostać się przez zamknięte przejście Rafah między Egiptem i Gazą, tylko po to, żeby skończyć starciem z siłami egipskimi i naprężyć stosunki między Ankarą a Kairem.

Jest znamienne, że jednym z wiodących ‘aktywistów’ po stronie tureckiej w tym wydarzeniu był Murat Mercan, który jest kluczową postacią AKP: parlamentarzysta i szef Komitetu Spraw Zagranicznych w parlamencie. Stosunki turecko-egipskie nadal dochodzą do siebie po tym, co się tam wydarzyło. Najwyraźniej ostatnie wydarzenia na wschodnim Morzu Śródziemnym były pilnie obserwowane w Kairze i musi tam być dalsze niezadowolenie wśród kierownictwa [egipskiego] z powodu podburzania ulicy arabskiej przez premiera Erdogana.

Niepokój o wizerunek Turcji na Zachodzie

Kiedy obrazy z Turcji [nadawano] na cały świat po incydencie w zeszłym tygodniu, były one czysto islamskie, z protestującymi w chustach i turbanach, którzy skandowali islamskie slogany pod islamskimi sztandarami i całymi dniami wzywali imienia Allaha przed [przedstawicielstwem] Izraela w tym kraju. Pewne uwagi premiera Erdogana [posłużyły] tylko wzmocnieniu tego wrażenia, szczególnie kiedy kilka dni temu powiedział wyraźnie islamskiemu tłumowi w Konja, że Hamas nie jest organizacją terrorystyczną.

Było nieuniknione, że to wszystko zacznie odwracać falę w mediach zachodnich przeciwko Turcji, jak to widać z szeregu [artykułów], które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku dni. Jeśli weźmie się pod uwagę, że nadal istnieje kryzys irański do rozegrania między Turcją a Zachodem, a szczególnie między Turcją a USA, jest jasne, że to wrażenie tylko wykrystalizuje się dalej w nadchodzących dniach i tygodniach w sposób, jakiego minister Davutoglu oczywiście nie chciałby widzieć.

W największym skrócie, sympatia dla Turcji zebrana początkowo na Zachodzie w rezultacie śmiertelnego pokierowania tą operacją przez Izrael, musi wyparować, jeśli rząd AKP nie zacznie iść bardziej zrównoważonym kursem wobec Iranu i Hamasu, kursem, który jest w większej zgodzie z międzynarodowymi zobowiązaniami kraju jako sojusznika NATO.

Tureccy funkcjonariusze mogą zasypywać Izrael i rząd Netanjahu negatywnymi epitetami, z których większość jest w tym wypadku niewątpliwie zasłużona. Ale Turcja musi w takich sprawach zachowywać ostrożność z wielu powodów związanych z jej długofalowymi interesami. Rozumie się także samo przez się, że Izraela nie stać na roztrwonienie długotrwałych więzów z Turcja, niezależnie od stopnia gniewu w tym kraju wobec rządu Erdogana…”[2]

Turcja mogła nie dopuścić do wypłynięcia statku, ale nie chciała

W innym artykule z 7 czerwca w „Hurriyet” Barcin Yinanc obwiniła Izrael za ofiary śmiertelne we flotylli, ale napisała, że Turcja źle pokierowała tym kryzysem i mogła zapobiec utracie życia oraz że obecny rząd turecki daje wyższy priorytet życiu palestyńskiemu niż tureckiemu:

“Pierwszą i najważniejsza misją rządu jest ochrona życia jego obywateli. [Musi] przewidzieć zagrożenie i podjąć odpowiednie kroki – nie zaś stać i patrzeć, kiedy kłopoty ewidentnie nadchodzą.

W wypadku niedawnej konfrontacji z Izraelem, kryzys wyraźnie nadciągał. W tym sensie nie mogę powiedzieć, że jestem dumna z podejścia mojego rządu do kryzysu, który kosztował życie dziewięciu tureckich obywateli.

Przede wszystkim przedstawiciele rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju… nie byli przekonujący, kiedy powiedzieli, że nie mogli powstrzymać statku wiozącego pomoc humanitarną dla Gazy przed opuszczeniem Turcji. Mogli go zatrzymać, gdyby chcieli. [Ale] czy chcieli? Wcale nie.

Wykażmy [trochę] zrozumienia dla ukrytej satysfakcji rządu z inicjatywy, której celem było przełamanie nieludzkiej blokady Gazy. Kiedy jednak rząd pozwolił statkowi na rozpoczęcie tej podróży, powinien był go ściśle obserwować, ponieważ [rząd] musiał być świadomy sygnałów przychodzących z Izraela. [W innym razie]… dlaczego parlamentarzyści AKP w ostatniej chwili zdecydowali się nie wchodzić na pokład?

Każdy, kto zna Izrael, kto zna jego historię agresywnych interwencji wobec humanitarnych aktywistów, i kto wie, że obecnie jest rządzony przez najbardziej prawicowy rząd [w jego historii], powinien był przewidzieć ten kryzys. Może przewidziano jakiś rodzaj napięcia i rząd planował użyć to napięcie do dalszej presji na Izrael. Może nie przewidziano, że interwencja będzie tak śmiertelna. W każdym razie mamy coś zwanego kryzysem dyplomacji i kryzysem zarządzania.

Od momentu wypłynięcia statku powinien on był być ściśle monitorowany. Rząd powinien był mieć stały kontakt z Izraelem. Jeśli Izrael wyjaśniłby, że będzie interweniował, Turcja powinna była ostrzec Izrael, że każda utrata życia będzie miała straszliwe konsekwencje. Żeby pokazać swoje zdecydowanie, Turcja powinna była poinformować Izrael, że jej marynarka jest w pogotowiu. Powinna była skierować uwagę Stanów Zjednoczonych i innych ważnych graczy, jak również uwagę mediów międzynarodowych, na narastający kryzys. I przy mediacji graczy międzynarodowych znalazłaby się jakaś droga pośrednia. Wtedy uwaga całego świata skupiłaby się na tragedii Gazy, ale uniknęłoby się utraty życia.

„Jak mogę być dumna z rządu, który daje wyższy priorytet dzieciom palestyńskim niż własnym?”

Jak mogę być dumna z rządu, który daje wyższy priorytet dzieciom palestyńskim niż własnym? Jak mogę być dumna z rządu, który nie zrobił dość, by uwolnić dzieci siedzące w więzieniu za rzucanie kamieniami? Czy są mniej cenne niż dzieci palestyńskie, które rzucają kamieniami w Izraelczyków?

Jak mogę być dumna z rządu, który wydaje się mniej opłakiwać zabitych przez zdelegalizowaną kurdyjską PKK niż tych, zbitych przez Izrael? Czy to dlatego, że oni [tj. aktywiści flotylli] zostali męczennikami? Myślałam, że jechali [do Gazy] dla celów humanitarnych. Nie na dżihad.

Minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu nazwał śmiertelny atak Izraela ‘tureckim 11 września’. Niestety, popełnia on ten sam błąd dewaluowania pojęć. Baza marynarki w Iskendrum została zaatakowana nie przez państwo, ale przez organizację terrorystyczną, PKK, zostawiając sześciu martwych żołnierzy. Czy to jest mniej ważne?

Wreszcie, nie mogę być dumna z rządu, który dostaje się na czołówki [gazet] nie z powodu swojej polityki zaangażowania [dyplomatycznego], a polityki konfrontacji”[3] .


[1] Język angielski oryginału został nieznacznie zredagowany dla większej jasności.

[2] “Hurriyet” (wydanie angielskie), Turcja, 7 czerwca 2010.

[3] “Hurriyet” (wydanie angielskie), Turcja, 7 czerwca 2010.