W świecie opętanym Gazą i Ukrainą, którego uwagę odwraca każda najnowsza burza medialna, wielkie tragedie walczą o zyskanie popularności. To, że 15 kwietnia 2025 r. była druga rocznica brutalnej wojny domowej w Sudanie, jest jedną z tych wielkich tragedii, o których krótko się mówi, a potem się je zapomina. Jednym z powodów jest to, że brakuje w niej czynników, które uczyniłyby z niej wiadomość najwyższej klasy, mimo że jest to najgorszy kryzys humanitarny na świecie. Odbywa się w Afryce, ojczyźnie zapomnianych historii. Nie biorą w niej udziału Stany Zjednoczone ani prezydent Trump; Izrael nie odgrywa żadnej centralnej roli. Chociaż rzeź i cierpienie są ekstremalne, nie wpisuje się ona łatwo w te stereotypy, które pobudzają wyobraźnię Zachodu: telegeniczni bohaterowie i złoczyńcy, łatwa do zrozumienia fabuła, świętoszkowata, choć nieprawdopodobna propozycja rozwiązania konfliktu.

Nie oznacza to, że Sudan nie jest ważny, wręcz przeciwnie. Jeśli nie z jakiegokolwiek innego, to choćby z powodu dużych rozmiarów kraju (ćwierć wielkości Stanów Zjednoczonych) i strategicznego położenia. Wojna rozpętała piekło w Sudanie i dwa lata później nadal grozi rozlaniem się na sąsiednie kraje. Ten poziom niestabilności będzie zarówno popychał do wysokiego poziomu migracji do Europy, jak i stwarzał warunki do rozprzestrzeniania się dżihadyzmu. Sudan, niestety, był w stanie wojny przez większość swojej niepodległej historii, ale konflikt między Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) Dżandżawid a Armią Sudańską (SAF) jest najbardziej destrukcyjny w ponurej historii kraju. Duża część stolicy Sudanu i skoncentrowany tam przemysł leżą w ruinie. Ponad połowa populacji, 25 milionów ludzi, zmaga się z ostrym niedoborem żywności. Organizacja charytatywna World Vision poinformowała 11 kwietnia, że ​​600 tysięcy „zginie w ciągu kilku dni lub tygodni, jeśli nie zostaną podjęte pilne działania”.

Wojna miała swoje wzloty i upadki, ale prawdopodobnie nie potoczyła się tak, jak spodziewała się każda ze stron. RSF próbowały wygrać natychmiastowym, szybkim uderzeniem, zamachem stanu, i poniosły porażkę. SAF następnie fałszywie głosiła przez tygodnie i miesiące, że „bunt prawie się skończył”. Nie skończył się. RSF, odważni pustynni rabusie, gdy nie grabili i nie gwałcili, dokonali zadziwiających postępów wokół Chartumu i na Południu. Na początku 2024 r. z pewnością mieli militarny rozpęd.

Ale powoli i rozważnie SAF odzyskała inicjatywę. Odrodzenie SAF rozpoczęło się, gdy RSF nadal miał inicjatywę. W sierpniu 2023 r. przywódca SAF i tymczasowy władca Sudanu, generał Abdel Fatah Al-Burhan, uciekł z okrążonej bazy dowodzenia SAF w Chartumie. Następnie przystąpił do zabezpieczenia wewnętrznego wsparcia dyplomatycznego i wojskowego – to ostatnie podobno ze strony Rosji, Turcji, Iranu, Ukrainy i Chin. Udało mu się znaleźć coś, czego brakowało SAF – piechotę – mobilizując cywilów, werbując radykalnych islamistów i przekupując watażków. Co jeszcze bardziej imponujące, Al-Burhan był w stanie utrzymać tę skłóconą koalicję (i własną głowę) w nienaruszonym stanie.

Niedawno wyprawił posłańca do Izraela, aby zapewnić ten kraj o ciągłym zainteresowaniu Sudanu pokojem z państwem syjonistycznym, co stanowczo odrzucają islamistyczni sojusznicy Al-Burhana i Iran. Po odzyskaniu Chartumu pod koniec marca 2025 r. Al-Burhan został nagrodzony wizytą ramadanową u następcy tronu Arabii Saudyjskiej Muhammada Bin Salmana, co jest wyraźnym znakiem asertywnej dyplomacji saudyjskiej. Ale to i wyciągnięcie ręki do Izraela jest również dowodem na to, że Al-Burhan nie chce wpaść w pułapkę reżimu Baszira i stać się islamistycznym niemal wyrzutkiem z ograniczonymi możliwościami wyboru.

Podczas gdy Al-Burhan i jego sojusznicy marzą o odbudowie Sudanu po całkowitym zwycięstwie, RSF i bracia Dagalo, którzy nimi dowodzą, starają się przetrwać i wzmocnić to, co wciąż mają. RSF jest blisko sukcesu w zdobyciu dużej stolicy północnego Darfuru, El-Faszer, co jest dla RSF niezbędne, jeśli mają przetrwać. Miasto broni SAF i sprzymierzone z Darfurem grupy rebeliantów i jest wypełnione dziesiątkami tysięcy zdesperowanych cywilów. RSF rozpaczliwie potrzebują skonsolidowania swojej władzy nad Darfurem i wyeliminowania, w miarę możliwości, ognisk oporu ze strony SAF i sprzymierzonych z armią grup rebeliantów z Darfuru. Zdobycie El-Faszer, i to szybko, jest istotną częścią tej strategii. RSF stara się również zdobyć kluczowe miasto El-Obeid w Kordofanie, kolejną zdobycz, której nie udało się do końca zabezpieczyć. RSF sprzymierzyły się również z frakcją zbrojną SPLM-N dowodzoną przez Abdela Aziza Al-Hilu (konkurencyjna frakcja zbrojna SPLM-N jest sprzymierzona z armią sudańską).

Obie strony są do siebie podobne. Zarówno RSF, jak i SAF popełniły liczne zbrodnie wojenne i nadużycia, w tym masakrę cywilów. Są podobne, ale nie takie same. Obszary kontrolowane przez SAF są lepiej zarządzane niż regiony rządzone przez RSF, a nawet słabe zarządzanie jest lepsze niż chaos. Al-Burhan najwyraźniej dojrzał podczas wojny, stając się bardziej asertywny i pewny siebie. Ma plan, który wdraża. Nikt nie wie, czy przetrwa bezwzględną politykę wewnętrzną Sudanu, ale wydaje się, że ma jasno wytyczoną drogę naprzód. Muhammad Hamdan Dagalo („Hemedti”) z RSF, wydaje się dziwnie osłabiony przez wojnę, być może ze względów zdrowotnych lub bezpieczeństwa. Jest znacznie mniej widoczny niż Al-Burhan, znacznie rzadziej można go zobaczyć z żołnierzami na polu bitwy niż generała SAF.

SAF powoli wygrywa, ale teraz wojna przeniesie się na terytorium sprzyjające RSF, na szeroko otwarte przestrzenie i terytorium Dżandżawid w zachodnim Sudanie. Od Port Sudan nad Morzem Czerwonym do granicy z Darfurem jest ponad 2500 km, więc to SAF będzie miała długie i narażone linie zaopatrzeniowe, szczególnie, jeśli RSF w końcu przejmie El-Faszer i uwolni tysiące bojowników do wykorzystania gdzie indziej.

Jeśli chodzi o cierpiących Sudańczyków, to czego najbardziej potrzebują – natychmiastowego zawieszenia broni i pomocy doraźnej – nie będzie. Wielu liczy na szybkie zwycięstwo SAF i jest to z pewnością jeden ze sposobów na poprawę sytuacji cywilów, ale nadal wydaje się to wysoce nieprawdopodobne, chyba że jakiś rodzaj ataku dekapitacyjnego wyeliminuje przywódców RSF. Jakiś śmiały, niespodziewany ruch SAF przeciwko tyłom RSF w El-Faszer mógłby być niemal równie demotywujący. Ale najbardziej prawdopodobnym scenariuszem ze wszystkich jest więcej tego samego – powolna, miażdżąca przemoc, stopniowo przesuwająca się w jednym lub drugim kierunku – nie dająca ulgi, gdy rozpoczyna się trzeci rok wojny.

*Alberto M. Fernandez jest wiceprezesem MEMRI.