Prawdopodobnie nigdy nie przeżyje słodszej chwili w swoim życiu. Oto zwycięski zdobywca w jednej z największych świątyń na ziemiach islamu, na ziemi, po której kiedyś chodzili kalifowie tacy jak Muawija i sułtani tacy jak Saladyn. Abu Muhammad Al-Dżoulani – prawdziwe nazwisko Ahmed Al-Szar’a – przemawiał 8 grudnia w wspaniałym Meczecie Umajjadów z VIII wieku w Damaszku w pokornej wdzięczności Bogu za upadek tyrana Assada i przywrócenie sunnickich rządów muzułmańskich w Syrii po prawie 60 latach. Syrią od 1966 roku rządzili alawiccy despoci, najpierw Salah Dżadid, a następnie Assadowie, ojciec i syn.
Ci alawiccy władcy mogli dojść do władzy za pośrednictwem Arabskiej Socjalistycznej Partii Baas, a zwłaszcza za pośrednictwem Armii Syryjskiej. Sto lat temu, gdy Francja miała Mandat Ligi Narodów nad Syrią, Francuzi zaczęli budować armię kolonialną. Faworyzowali „rasy wojownicze”, lepszych wojowników i bardziej lojalnych niż sunnicka arabska większość muzułmańska. W Syrii oznaczało to Druzów i jeszcze liczniejszych alawitów, synkretyczny amalgamat pogaństwa, szyizmu i chrześcijaństwa, tradycyjnie pogardzaną heretycką klasę niższą. Gdy Syria uzyskała niepodległość w 1946 r., armia nadal była wypełniona alawitami i zasadniczo tak pozostało do grudnia 2024 r. Syria potrzebuje nowej armii, która odzwierciedlałaby zarówno sunnicką większość kraju, jak i jego różnorodność.
Chociaż Ahmed Al-Szar’a był głównym architektem upadku Assada, on i jego organizacja nie byli jedynymi, którzy doprowadzili do tego. Zapewnili iskrę i zaskakujący ciąg początkowych zwycięstw, ale ostatecznie inni powstali na południu i wschodzie Syrii, aby pomóc wykończyć ranną bestię. Al-Szar’a jest najpotężniejszym, najważniejszym z tych zwycięzców, ale on i oni teraz stoją przed zniechęcającym zadaniem. Do tej pory radził sobie z ofensywą militarną i transformacją polityczną niezwykle dobrze, ale teraz zaczyna się trudna praca.
Największą obawą nie jest to, że Syria stanie się państwem islamskim, ale że będzie to państwo upadłe (miało już wiele cech państwa upadłego pod rządami Assada), nie tyrańskie, ale chaotyczne. Niebezpieczeństwo jest takie samo lub większe, że zapanuje anarchia, a nie prawo szariatu.
Kraj jest bankrutem i rozpada się, większość Syryjczyków żyje teraz w skrajnym ubóstwie, a Assad prawdopodobnie ukradł wszystko, co zostało. Mimo że Assad został pokonany tylko przez Syryjczyków, część kraju jest nadal kontrolowana przez Turcję za pośrednictwem gangu nieudanych rewolucjonistów, którzy stali się najemnikami, których głównym celem jest walka i zabijanie syryjskich Kurdów. Turcja chciałaby kontrolować przyszłość nowego reżimu w Damaszku i w pewnym momencie wkrótce Al-Szar’a i spółka będą musieli ugiąć się pod Erdoğanem lub znaleźć sposób na zerwanie z nim. Kurdowie syryjscy są przynajmniej pragmatyczni i będą chcieli zabezpieczyć jakiś rodzaj porozumienia z władzami, dzięki któremu zachowają pewien stopień lokalnej autonomii. Zbyt duża autonomia rozgniewa Ankarę, zbyt mała autonomia utrzyma podział kraju.
Al-Szar’a, jego organizacja Haj’at Tahrir Al-Szam (HTS) i wielu ich sojuszników to zagorzali islamiści, a najbliższym porównaniem nie jest ISIS i Al-Kaida, ale Talibowie i Hamas, projekty polityczne, które były zarówno islamistyczne, jak i nacjonalistyczne. Ale Syria jest o wiele bardziej zróżnicowana niż Gaza czy Afganistan. Tak zwana rewolucja syryjska miała zarówno islamistyczne, jak i bardziej nacjonalistyczne, świeckie oblicze. Al-Szar’a musi mierzyć się nie tylko z Kurdami, ale także z dawniej faworyzowanymi alawitami (stanowiącymi dziesięć procent populacji), Druzami (skupionymi w południowej Syrii przy granicy z Izraelem), chrześcijanami (nieistotnymi wewnętrznie, z których 80-90% opuściło kraj po 2012 r., ale znaczącymi na arenie międzynarodowej), z elementami plemiennymi, z zagorzałymi dżihadystami Państwa Islamskiego, którzy wciąż pozostają na wolności, a także z możliwą działalnością wywrotową wewnątrz kraju i za granicą, prowadzoną przez resztki reżimu Assada, podobną do tej prowadzonej przez Izzata Ibrahima Al-Duriego w Iraku po upadku Saddama Husajna.
W pierwszych chwilach po zwycięstwie wszystko wydaje się łatwiejsze, wszystko wydaje się możliwe. Nie sposób nie wzruszyć się filmami przedstawiającymi więźniów politycznych (Syryjczyków, Libańczyków i Palestyńczyków) uwolnionych po 30, 40 latach brutalnego uwięzienia przez reżim Assada. Al-Szar’a i spółka mogą być zarówno islamistyczni, jak i pozornie tolerancyjni przez jakiś czas. Ale co się stanie, jeśli sytuacja, niepewne warunki życia zwykłych obywateli, będą się nadal pogarszać? Inne ugruntowane reżimy islamistyczne w przeszłości – Talibowie, Hamas, Al-Baszir w Sudanie – uciekały się niemal niezmiennie do wewnętrznych represji i/lub militarnych awantur, które kończyły się katastrofalnie. Pokusa dla Syrii, aby zrobić to samo, stłumić sprzeciw i ingerować w sprawy sąsiadów, będzie wielka.
Al-Shar’a będzie doprawdy niezwykły, jeśli uniknie pułapki – zakładając, że tego chce – i będzie odpowiedzialnie używał władzy. Nie mówię o chimerze liberalnej demokracji w stylu zachodnim, to nie jest w kartach i każdy, kto tak myśli, marzy. Najlepszym scenariuszem dla Al-Szar’a i nowych władców Syrii jest coś w rodzaju rządzonego przez HTS Idlib – wyraźnie islamistycznego, wyraźnie, ale nie nadmiernie autorytarnego, ale z prawdziwym naciskiem na dobre rządy. Syria będzie potrzebowała zarówno porządku, jak i bezpieczeństwa, czego naprawdę nie miała pod chaotycznym, przestępczym reżimem Assada.
Można się spodziewać, że nowa Syria nadal będzie antyizraelska, ale to, jak bardzo będzie antyizraelska, będzie miało ogromne znaczenie. Posiadanie politycznych zastrzeżeń do państwa syjonistycznego to jedno. Al-Szar’a przyznał, że jako nastolatek był pod silnym wpływem losu Palestyńczyków. Ale Syria, która stała się, jak za czasów Asada, bezpieczną przystanią i siedliskiem ataków terrorystycznych przeciwko wszystkim sąsiadom, w tym Izraelowi, byłaby niezwykle nierozsądna, biorąc pod uwagę opłakany stan kraju.
Nadchodząca administracja Trumpa – moim zdaniem mądrze – zasygnalizowała ostrożną postawę wyczekującą w stosunku do syryjskiej katastrofy. To kryzys stworzony przez Iran, Rosję i Hezbollah (wszystkie teraz osłabione w wyniku upadku Assada) przy wsparciu nieudolnych administracji Obamy i Bidena. Ale reżimy arabskie nie mają takiego luksusu, by stać z boku. Będą musiały przezwyciężyć niechęć do niejednoznacznego typu islamizmu Al-Szar’a i znaleźć sposoby na zaangażowanie i wsparcie narodu syryjskiego, zamiast pozostawiać go na łaskę Turcji i Kataru. Fakt, że Syryjczycy są często utalentowanymi i dobrze wykształconymi ludźmi, którzy rozkwitli poza swoim krajem, jest pozytywnym elementem. Z pewnością naród syryjski rozpaczliwie, pilnie potrzebuje pomocy humanitarnej. Rachunek za odbudowę i rozwój będzie ogromny.
Pierwotna organizacja dżihadystyczna Al-Szar’a w Syrii – Front Nusra – miała swój punkt medialny, Fundację Manara Al-Bajda („Biały Minaret”). Ten biały minaret jest jedną z wież zdobiących ten sam Meczet Umajjadów w Damaszku, w którym Al-Szar’a właśnie przemawiał. Jest kojarzony z islamską literaturą apokaliptyczną i końcem świata. Nowi władcy Syrii będą musieli martwić się o wiele bardziej o straszną, niestabilną sytuację, z którą się mierzą, niż o to, jak skończy się świat. Upewnienie się, że świat ich nie wykończy, będzie musiało być priorytetem.
*Alberto M. Fernandez jest wiceprezesem MEMRI. Służył w Syrii w ambasadzie USA w Damaszku od 1993 do 1996 r.